piątek, 23 listopada 2012

Z zachodu na wschód


Przyglądając się batalii o unijny budżet, trudno nie zauważyć dwóch koncepcji. Pierwsza brytyjska - koncepcja cięć ostatnio rozszerzona o utrzymanie funduszu spójności i dla polityki rolnej dla nowych krajów UE w tym Polski. Kogo więc powinny dotyczyć cięcia? Krajów takich jak Grecja, Hiszpania, Włochy - zadłużonych po uszy które trwają dzięki kroplówce zapewnianej przez Berlin. To druga koncepcja.
Jak myślicie co jest zgodnie z polską racją stanu lepsze? Utrzymać to co mamy, czy też liczyć na status quo polegające na ratowaniu Greków itd.? Co oznacza cięcie dla naszych projektów, bo bankruci są przecież ważniejsi od nas, bo u nas Niemcy nie utopili gotówki. Odpowiedź jest już znana.
Czytelnik wyczulony na germanofobię, mógłby odpowiedzieć na to, iż to nieodpowiedzialne, należy integrować się itd. To są bajki, za którymi stoją narodowe interesy. Nie należy mieć wątpliwości, że to są interesy Niemiec.
Jednak postaram się tegoż czytelnika pocieszyć bowiem z Niemcami należy współpracować w zupełnie innej sferze, mianowicie przeciw Rosji. Już widać pierwsze zarysowania na współpracy rosyjsko-niemieckiej ot chociażby napomknięcia kanclerz Merkel o braku demokracji, teksty prasy niemieckiej o możliwości zamachu w Smoleńsku itd.  Polską racją stanu jest wykorzystywać to jak najmocniej.
To co prezentuję w niniejszej notce jest próbą przełożenia realpolitik wg. Józefa Piłsudskiego (o czym pisał chociażby Zychowicz w "Pakcie Ribbentop-Beck") na dzisiejsze realia, czego niestety rząd Donalda Tuska nie wykorzystuje choćby nie wiem jakby próbował to udowadniać.
Na koniec muszę zwrócić uwagę na ewentualne zażalenie, no dobrze z zachodu na wschód, to z Rosja co robimy? Przeciw Chinom, USA? Otóż Rosja choćbym chciał nie jest dobrym partnerem do współpracy, można tylko wykorzystywać chwilowe jej słabości. W istotę jej państwowości jest panowanie na Europą Środkowo-Wschodnią, a więc wyklucza to jakąkolwiek współpracę.

czwartek, 18 października 2012

Smoleńska pułapka


Rosjanie po raz kolejny dali Polsce porządnie popalić, tym razem ujawniając drastyczne zdjęcia ofiar katastrofy smoleńskiej. Ktoś może powiedzieć – przecież to ujawinił jakiś bloger anonimowy prawie, że. Co ma do tego Putin? A no to, że to są z tego co wiem zdjęcia bardzo dokładne wręcz funkcjonujące w „śledztwie” ( piszę w cudzysłowie bo to normalne śledztwo to raczej nie jest), więc raczej to przypadek nie jest. 

Co wynika z tej kolejnej wpadki? Ano to, że Rosjanie nie zamierzają kryć w jakikolwiek sposób Donalda Tuska i jego rządu. Dążą do jego kompromitacji, na taką skalę by władzę przejął rząd nieprzychylny Rosji, czyli Jarosława Kaczyńskiego.

Rozumiem ewentualne, w tym momencie zdziwienie co niektórych czytelników. Już wyjaśniam o co chodzi. Otóż mamy do czynienia z tą tytułową "smoleńską pułapką”. Proszę wybaczyć analogie do sprawy katyńskiej, ale to jest dokładnie ten sam schemat działania. W obliczu takiej ilości dowodów przeciw Kremlowi, wręcz czymś oczywistym stają się podejrzenia o zamachu, albo o co najmniej celowych zaniedbaniach państwa Putina. Problem jest taki, że delikatnie rzecz ujmując sytuacja geopolityczna Polski ku prawdzie o tej tragedii, temu nijak sprzyja.

Otóż Zachód potrzebuje Rosji do walki z Iranem, sytuacją na Bliskim Wschodzie etc. I są gotowi naszą sprawę pozostawić mało tego wyciszyć, jak Katyń by mieć wsparcie białego niedźwiedzia. W tej sprawie Jarosław Kaczyński zostanie pozostawiony na pastwę losu. Jeśli pójdzie na konfrontację z Rosją, dostanie po łapach od Zachodu i pod pretekstem chociażby kryzysu gospodarczego raz na zawsze odeśle go w polityczny niebyt. Albo będzie robił dobra minę do złej gry i wyciszy sprawe pod pretekstem, że to był wypadek. Tym samym też pozbawi siebie wiarygodności jako tego, który oczyści cały bajzel po Donaldzie Tusku, skoro zaprzeczy temu co mówił przez lata ws. Smoleńska.

Dobrego wyjścia z tej sprawy nie ma. To jest dopiero wyzwanie dla geniuszu Jarosława Kaczyńskiego. Jak na moje ma marne szanse by z tego politycznie wyjść cało.

piątek, 14 września 2012

Liberale - socjal dla twojego dobra


W swojej "karierze" blogerskiej przy okazji analizowania różnych projektów prosocjalnych min. Jarosława Kaczyńskiego spotykałem się z stwierdzeniem, że ta krytyka jest bez sensu. Bo przecież ja na socjalu jako młody człowiek zyskuje. No tak "pewną" emeryturę z ZUS-u, zasiłek. No bo przecież pracować jest to zbrodnia. A już w ogóle na umowach śmieciowych, gdzie państwo wbrew twojej woli może się zatroszczyć, by objąć cię socjalem za sprawą Państwowej Inspekcji Pracy, a potem sądu.  Ech szkoda gadać....
Młody człowiek jest skazany na socjal bo w obecnych realiach, gdzie chęć do pracy, działania zarzyna się jak tylko się da.  I tak liberałowie korzystają z socjalu, bo są kapitalistami, czerpią zysk gdzie się da.  Nie mogą osiągnąć o wiele większych zysków, gdy państwo zabiera połowę pensji. Dlatego chcą odzyskać choć część swoich pieniędzy z ulg,państwowej służby zdrowia, edukacji.
Apropo edukacji, solidaryści zwracają uwagę, że jest przecież wolny rynek(chi, chi) i możesz iść przecież do prywatnej uczelni. No, ale, że najpierw państwo jak już wspomniałem zabierze połowę pensji na np. "bezpłatną" edukację to pal licho. Możesz iść do prywatnej i płacić za coś co już zapłaciłeś w podatkach chcąc nie chcąc.
Jeszcze by to można znieść gdyby kasa, którą mi państwo zabiera szła także,na prywatne uczelnie w ramach bonu oświatowego. Niestety państwo boi się, że ktoś może zauważyć, że może być lepsza edukacja, dająca większe szanse na pracę.

czwartek, 6 września 2012

"Pakt Ribbentrop-Beck" - recenzja?

Po przeczytaniu książki Zychowicza "Pakt Ribbentrop-Beck", w każdym z nas chcącym przyjąć do wiadomości podane w książce fakty obudzi się wrażenie wielkiej fikcji bohaterskich Piłsudczyków  (jak to słusznie Piłsudski mawiał: Panowie ja jestem Piłsudski, a nie żaden piłsudczyk), którzy popchnęli polskie w państwo w przepaść. Ma to związek z niewyobrażalnym szaleństwem, które nie wiadomo dlaczego nagle zaufały Anglikom, po paru latach tutaj proszę o uwagę współpracy z Niemcami. Ta była na dużą skalę, co dobrze zostało w tej książce udokumentowane. Mało tego cały dyplomatyczny świat widział w Polsce sojuszników, co tylko czeka na potwierdzenia w traktatach itd.  Szokuje to państwa? No mnie też szokowało, gdy czytałem tą książkę.
Jaki jest w nas obraz Polski, władz polskich przed wojną? Ano taki, że niby nie mieliśmy wyjścia. Guzik prawda. Sami pozbawiliśmy się tego wyjścia na własne życzenie. Czy ktokolwiek z nas przed tą książką wiedziałby np. o tym, że plany eksterytorialnej autostrady wysuwali sami Polacy w 1927r.?! Kto wiedział, że Gdańsk był wówczas tak polski, jak nie wiem Moskwa? No nikt. Mamy obraz tylko wariata Hitlera, który napadł z drugim wariatem Stalinem i koniec. Null.  To, że sami wydaliśmy na siebie taki wyrok, o tym nie wie nikt. Wielka zmowa milczenia rodem z teorii spiskowych.
Co ja robię? Zamiast zrecenzować książkę streszczam główne wątki. No więc. Tak ogółem książka jest kawałem dobrej roboty, co najważniejsze oparta na faktach, których obalić się nie da. Zastrzeżeń mam tylko dwa. Pierwsze to takie, że bardzo łagodnie obszedł się z ministrem Beckiem starał się zrozumieć jego racje, czego nie da się zrozumieć. Wyszło z tego przedstawienie Becka jako kompletnego wariata. Druga rzecz to przedstawienie Piłsudskiego jako większego realisty od endeków. Nie mówię tu o Dmowskim. Aż jestem ciekaw czy byłby on zgodzić się z Piłsudskim, iż pakt z Niemcami ma rację bytu. Może ktoś znający jego idee, spróbowałby odpowiedzieć na to pytanie? Bo po prostu warto. No i oczywiście polecam książkę.

Minister Rostowski jak Radio Erewań

Pan Minister uraczył ns wszystkich połączeniem "odpowiedniego" przedstawiania prawdy  z księgowością rodem z Excela.
Na początek pierwszy element bo dość sprytnie to zrobiono. Otóż jak wszyscy wiemy ogromne sa różnice w liczbach podanych przez Ministra Rostowskiego i przez PiS. Otóż PiS podało kwotę wydatków 13 mld zł na pierwszy rok wprowadzenia swojego planu. Natomiast minister Rostowski podał kwotę 62 mld zł będącą (a mam do tego wątpliwości, o tym dalej) kwotą całości programu PiS.  W dodatku Jan Vincent porównał tę kwotę z planowanym rocznym deficytem.  Jak widać łatwo można nie kłamiąc, wprowadzić polskich obywateli w błąd. I w dodatku za to pan minister Rostowski wykorzystał urzędników MF, którzy jak na służbę cywilną przystało powinni być apolityczni. Mogą udostępniać dane dla opozycji by właściwie mogła wyceniać swoje propozycje, ale nie mogą służyć politycznej walce. Z resztą co tu dużo kryć co PO dotknie zamienia się w ...a szkoda gadać.
Co do księgowości rodem z Excela, to pisałem tutaj, iż gospodarka jest zbyt trudnym mechanizmem by wystarczyło odjąć dochody i już. Takie myślenie pcha ten rząd ku większym podatkom, co z realnym rozpatrywaniem mechanizmów gospodarczych nie ma nic wspólnego.
Ktoś może zapytać dlaczego Rostowskiego porównałem do Radia Erewań, bo ten jak to znane z kawałów Radio pomija fakty, wprowadza w błąd. Jak to szło? Radio Erewań nadaje: Na Placu Czerwonym rozdają samochody. Tylko plac się zgadza. Nie rozdają tylko kradną i nie samochody tylko rowery.

środa, 29 sierpnia 2012

Amber Gold jednym z podatków

Tytuł może wydawać się z początku niezrozumiały, więc należny o d razu przejść do szczegółów. Otóż państwo poprzez KNF wyznacza, kto może funkcjonować na rynku bankowym, a kto nie. Krótko mówiąc ucina konkurencję. A jeżeli zostaje coś to albo hochsztaplerzy w rodzaju Amber Gold, albo SKOK, które też będzie niedługo poddane KNF-owi.
Banki dające skromne oprocentowanie lokat nie muszą dbać o klienta, którą gwarantuje im państwo. Chciwość rzeczą ludzką jest i szukamy okazji to zrozumiałe. I to wykorzystał Amber Gold.  W związku z tym zarzuty wobec państwa są dwa: raz, że zamknął rynek, a dwa nie daje zbytnio możliwości odzyskania swojego majątku, na co albo osoby, które zainwestowały w Amber Gold albo się nie doczekają, albo dostaną po x latach. Więc to jest w istocie podatek nałożony przez niesprawne państwo.
Wejdźmy głębiej w temat. Formalne daniny wynoszą łącznie na poziomie od 40 do nawet 70%, różnie jest to liczone, to nie jest teraz ważne. Mamy także jednak daniny z tytułu blokady rynku przez państwo. Ta blokada powoduje, że nie możemy kupić produktu lepszego czy tańszego.
Z tym mamy do czynienia w przypadku pomocy prawnej. Nie mogę wziąć adwokata, który po prostu zna się na rzeczy. Muszę wiąć tych, na których łaskawie korporacje za sprawą państwa się zgodziły.
Jeszcze lepszy przykład, akurat przed wrześniem - podręczniki. Państwo wymyśla podstawę programową  i daje rynek zbytu tylko określonym wydawnictwo. Nie wiele MEN obchodzi, że zmiany podstawy powodują wzrost kosztów kupna podręczników, bo starych przecież nie można kupić.
To tylko 2 przykłady z całej litanii, którą do państwa skierować należy. O ile byśmy rzeczywiście na wszystkim zaoszczędzili trudno powiedzieć. Wiem jedno, że to jest zagrożenie dla producentów wszelkiej maści. Bo musieli by się starać o grosz, a teraz mają podany na tacy. Bądźmy świadomi tego.

niedziela, 29 lipca 2012

Czy aby na pewno będzie Budapeszt?


Wiele osób z prawicy stawia dość kategorycznie sprawę, iż upadek Platformy Obywatelskiej spowoduje dojście PiS do władzy i realizację programu IV RP, który jest realizowany po części na Węgrzech. Tylko ten związek przyczynowo-skutkowy jest troszkę nieprzystający do rzeczywistości.
Igor Janke swego czasu dla Rzeczpospolitej pisał, iż porównywanie tych formacji nie ma sensu. Począwszy od kierunku działania (Fidesz jest w gruncie rzeczy centroprawicą, coś jak PO tylko nakierowaną trochę na program IV RP) , do narzędzi ku temu (PiS jest partią wąską, Fidesz nie).
Może ktoś powiedzieć, że i na Węgrzech i w Polsce na Fidesz i PiS jest nagonka mediów lewicowo-liberalnych. Tylko jest jedno ale: Fidesz zbudował konkurencję dla nich jest w miarę równowaga. A czy PiS cos zbudował silnego oddziałującego mocno na opinię publiczną jak telewizja? Nie.  By nie było niedomówień chodzi o telewizję trafiającą do szerszego grona odbiorców, a nie jak TV Trwam do przekonanych. By koncepcja za AWS TV Familijnej, za PiS Puls no i nie wyszło.  Z resztą kichać media one nie są tak istotne, jak słusznie zauważył Rafał Ziemkiewicz w "Czasie Wrzeszczących Staruszków" nie da się mówić niezadowolonemu, że jest. Krytyka mediów służy wręcz jako coś przyciągającego do atakowanej partii. Pod jednym warunkiem, że chcemy by siłę jak nam wpada w ręce wykorzystać. Z tym jest niestety tez kiepsko.
PiS jest partią nastawiona na to by być pod pełną kontrolą lidera, by nikt nie wymknął sie spod kontroli. Każda niezależność jest traktowana jako zagrożenie a nie wsparcie. Tak traktuje partyjna góra, którą zadowala stagnacja i lata w opozycji.
Żeby dojść do władzy trzeba czas wykorzystać maksymalnie. A  tu jest kompletna lipa. Warto sobie zadać pytanie kto na tym zyska?
Otóż zyska siła broniąca zdobyczy III RP, która wykorzysta kryzys do podnoszenia haseł socjalnych i będzie miała w mediach piękna twarz. Co PRL-akom, lemingom będzie pasować. Taką formacją jest SLD. Można powiedzieć tylko postPRL-owski beton. W mojej ocenie wystarczy w odpowiednim momencie odświeżyc stare hasełka o alternatywie dla okropnego PO-PiS-u co będzie nośne.  A Ruch Palikota, ktoś zapyta? Umrze jak matka - Platforma Obywatelska.

piątek, 29 czerwca 2012

Co po EURO powinien zrobić PiS?

Zbliża się koniec EURO 2012. Miał to być czas podsumowania pójścia naszego państwa naprzód, nie prowizorki, walki z czasem o 30 kilometrowy kawałek autostrady droższy niż w Alpach.
Te fakty Platforma Obywatelska będzie starała się wymazać ogólna falą entuzjazmu albo tematami zastępczymi jak np. in vitro (tak wiem, że kwestia obrony życia, godności człowieka jest ważna, niemniej jednak Donald Tusk sprowadził ją do prostego PR-owego zabiegu).
Oczywiście nie jest to dziwne bo rząd ma się czego wstydzić. Trzeba przypomnieć co mówił pan premier o planach rządu PiS ws. dróg. Uznał on za tchórzostwo(tak powiedział) plan 3 tys. km autostrad. I PO założyła plan na 4 tysiące. A zbudowano 600 (tak sześćset). Prawo i Sprawiedliwość musi przed sobą postawić za punkt honoru przedstawienie tego. Jeśli nie to trzeba będzie czekać na jakieś tąpniecie w 2015, ktore da fundamenty nowemu bytowi na prawej stronie sceny politycznej. PiS może działać, tylko trzeba chcieć. A jak na przykład o tym poniżej.
Plan "Tydzień Dróg"
Przez cały tydzień codziennie konferencja prasowa dotycząca szczegółów przetargów, bankructw podwykonawców (DSS-ów itd. )
Poniedziałek - postawienie w trybie pilnym wniosku o wotum nieufności dla ministra Nowaka (wiedział co brał) i o odwołanie z funkcji wicemarszałka Grabarczyka (nie może być zgody na premiowanie klęski). Po co tak ostro by przyciągnąć wzrok na PiS.
Wtorek - w primetimie emisja spotu PiS z przypomnieniem słów DT o "tchórzostwie" PiS i rezultatami jego rządów. Istotne jeszcze jest porównanie kosztów budowy naszych dróg z kosztami budowy w Alpach, albo jakimś innym egzotycznym miejscu.
Środa - zaproszenie na debatę z Polaczkiem ministra Nowaka i Grabarczyka, która mogłaby się odbyć w piątek w TVP np. Misja publiczna do czegoś jednak zobowiązuje. :)
Piątek - zależnie od sytuacji zmiażdżenie  PO za ucieczkę od debaty lub zmiażdżenie w debacie (Hofman musi sie troszkę wysilić,aczkolwiek to nie jest nierealne).

Tak można to zrobić, trzeba jednak po prostu chcieć. Jeżeli chcenia nie będzie, to pozostaje nam czekać na samozagładę PO.
PS. Dziękuję za inspirację do tej notki panu posłowi Brudzińskiemu za sprawą wywiadu dla Radia Maryja.


piątek, 15 czerwca 2012

PiS a kibole - od czego to się zaczęło?

Standardowo "Gazeta Wyborcza" PiS ze złem wcielonym, w tym wypadku kibolami, którzy zaatakowali "pokojowo nastawionych" (szczególnie to wyrażało się w symbolach Kraju Rad jak to propaganda określała Związek Sowiecki) Rosjan. Już abstrahuję od szczegółów tej ulicznej bitwy przed meczem Polska-Rosja. Bo nie o tym chciałbym dzisiaj pisać. Aby zrozumieć powiązanie PiS z kibolami trzeba cofnąć się trochę wstecz.
Jest maj 2011 roku, w Polsce panuje dyskusja nt. zadymy kiboli na meczu finału Pucharu Polski odbywającego się w moim mieście Bydgoszczy. Za te zadymy został aresztowany min. Piotr Staruchowicz ps. "Staruch". Zyskał on poręczenie min. poseł Beaty Kempy, byłego już senatora Zbigniewa Romaszewskiego i paru osób związanych z PiS. Uzasadniane to było (skądinąd być może słusznie) formą aresztowania, ograniczeniu jego praw do obrony itd.
Czy czegoś to państwu nie przypomina? Bo mnie tak. Przypomina wrzaski lewicowo-liberalnych elit z lat 2005-2007 o dyktaturze, totalitaryzmie, wreszcie reżimowych działaniach w postaci aresztowań o 5 rano. A takie działania były ws. Starucha.  Jakie odwrócenie sytuacji nieprawdaż? No, ale oczywiście wtedy to było w "słusznej" sprawie. A teraz to chodzi o obronę "bandyty". Jest to w cudzysłowie, bo o ile mnie pamięć nie myli, postępowanie się jeszcze toczy, więc nie będę nikogo osądzał, od tego jest sąd.
Rozumiem motywy postępowania polityków PiS, tylko nie za bardzo rozumiem, czemu dalej babrali się w tej trudnej sprawie poprzez gadanie o "patriotycznych" akcjach itd.? Pod "Starucha" podpinają się środowiska stojące naprzeciw fundamentom Prawa i Sprawiedliwości. Nie dziwię się, że Jarosław Kaczyński milczy (dobrze, że chociaż nie milczy "mową nienawiści" jak to wiele redaktorów z "GW" udowadniało) i chciałby pewnie, by to się skończyło.
Na koniec zwrócę uwagę na paradoks tej całej historii, przemieszania ról. PiS w swoim programie stawia za jeden z fundamentów kontrolę demokratyczną instytucji prokuratury itd.  A przecież wiadomo, że opinia publiczna postawiła na "Staruchu" kreskę. A to wykorzystały lewicowo-liberalne środowiska stające po stronie "metod IV RP". Jeśli już tak bardzo "GW" chce to niech opowie się jeszcze za twardą polityką karną, a może kto wie za karą śmierci. Jeszcze dużo jest do zrobienia. :-)

niedziela, 20 maja 2012

Uważam rze prawica napędza lewicę


Do wspomnieniu o sytuacji tygodników Presspubliki natchnęła mnie notka o Rzepie rosemanna, któremu za nią dziękuję. :)
Jednak nie o Rzepie będę wspominał, a o tygodnikach należących do króla "Midasa" - Hajdarowicza.  Jak wszyscy dobrze wiemy Uważam Rze, jest liderem wśród tygodników opinii (tak wiem, że jest jeszcze Gość niedzielny, ale to inna bajka ze względu na formę dystrybucji). Pomimo różnego rodzaju plotek o dorżnięciu watahy, na szczęści i nieszczęście tak się nie stało. Na szczęście, bo mamy alternatywę dla mediów lewicowo-liberalnych. Nieszczęście, bo w zamian za istnienie Uważam Rze, kontynuuje swoje istnienie "Sukces" czy "Przekrój" (tam to już odjazd jest zupełny w lewacką stronę) za sprawą zysku Uważam Rze istniejącego , pomimo że jest z niską ceną.
W mojej ocenie należałoby działać na rzecz odcięcia się od lewicowych pasożytów w postaci wspomnianych wyżej tygodników. A to jest tylko możliwe, gdy będziemy prawica będzie miała osobną spółkę, w żaden sposób niepowiązaną z lewicowo-liberalnym establishmentem. 
Należałoby rozważyć współpracę dziennikarzy "Uważam Rze" z "Gazetą Polską", tylko trzeba jednak pokonać wzajemne uprzedzenia, które gnębią prawicę, gdzie się nie spojrzeć.

niedziela, 13 maja 2012

Co po Platformie Obywatelskiej?

Jak wiele osób zauważa powolutku zbliżamy się do końca rządów Platformy Obywatelskiej, który jest nieunikniony. Warto zastanowić się nad tym, jaki będzie stan państwa po jej rządach? Czy sytuacja będzie na tyle powiedzmy dramatyczna, która spowoduje danie dużego kredytu zaufania Prawu i Sprawiedliwości, powiedzmy takiego jaki ma węgierski Fidesz? Czy też jednak będziemy postawienie przed kolejnym wariantem zgniłego kompromisu? Jeśli tak, to z kim i na jakich warunkach?
No dobrze, tylko czy mamy wyjście z ewentualnej degrengolady? Czy nadal projekt IV Rzeczypospolitej jest odpowiedni do warunków naszej rzeczywistości? Czy nie warto wprowadzić korekty polityki gospodarczej?
Tytułowe pytanie, a ile rozpoczyna wątków. Zachęcam wszystkich do dyskusji. Przeanalizujmy co jest istotne, a co nie. Pomyślmy o państwie na nowo.

środa, 14 marca 2012

Medialnej hucpy cd. czyli o ewentualnym spotkaniu liderów

Przemysł medialny znowu nadaje o ewentualnym spotkaniu Jarosława Kaczyńskiego z Donaldem Tuskiem pod pretekstem reform Gowina. Oczywiście ten przekaz jest nakierowany jest jasny: PiS znowu odtrąca rękę wielkiego Donalda.
Myśl samodzielnie. To hasło powinno w każdej chwili namysłu nad polityka powinno przyświecać każdemu z nas.
Więc zastanówmy się co ewentualne spotkanie liderów PO i PiS by dawało. Czy nagle powstaną miejsca pracy? Nie. Czy podczas tego spotkania powstanie projekt? Nie, ten ułożą eksperci, którzy mogliby działać. Więc po co komukolwiek z nas to by liderzy mogli sobie kolokwialnie mówiąc, spotkać się na herbatce? Tylko by robić PR premierowi , nic więcej, co do tego wątpliwości jakichkolwiek mieć nie można.
Najlepszą odpowiedź JK byłoby powołanie komisji ds. zmiany konstytucji i ustaw dotyczących deregulacji. Jeśli premier odpowie nie to da jasno do zrozumienia, po co to spotkanie miałoby być. Bynajmniej nie by coś zmienić.

czwartek, 16 lutego 2012

Żelazna dama a polska rzeczywistość

W "Uważam Rze" poruszono temat rządów Margaret Thatcher w Wielkiej Brytanii, który wart jest omówienia. Niewątpliwie żelazna dama jest nietuzinkową postacią światowej polityki godną naśladowania. Tylko czy można ją jakoś naśladować w Polsce? W mojej ocenie jest to niemożliwe na dzień dzisiejszy. Na taką a nie inną ocenę składają się 2 właściwie czynniki ze sobą spójne, o których poniżej.
Pierwszym czynnikiem jest społeczne poparcie. Wielu huraoptymistów chcących polskiej Thatcher zapomina o tym, że Iron Lady miała duże poparcie społeczne, pozwalające na zmiany w prawie, walkę ze związkami zawodowymi itd. Czy w Polsce, w której wiara w państwo opiekuńcze jest nadal po komunizmie jest bardzo żywa, jakikolwiek liberalny polityk chcą reformować ma szansę na duże poparcie społeczne? Oczywiście, że nie. Aby to się zmieniło musiałby nastąpić przełom poprzez wielki kryzys pozbawiający kogokolwiek złudzeń o dobru welfare state.
Można też rozważać przypadek gdy w okresie kampanii wyborczej mamy do czynienia z plastikowością jak w przypadku premiera Donalda Tuska. A po wyborach potężne szarpnięcie cugli. Tylko do tego trzeba by mieć gotowe projekty, włącznie z nową konstytucją. No i trzeba by przepchnąć w ciągu pierwszych 100-200 dni rządu, bo potem to byłby los podobny do Buzka i AWS, tylko z wcześniejszym wyrokiem.
Ustawa zasadnicza jest drugim czynnikiem, ważnym do analizy możności reformowania państwa. Obecna konstytucja pełen praw obywateli (w tym socjalnych) byłby potężną zaporą dla samej Margaret Thatcher. Dlatego konieczna jest nowa ustawa zasadnicza, tylko jej przepchnięcie jest możliwe za sprawą dużego poparcia obywateli, dające większość pozwalająca na jej zmianę. I tu wracamy do punktu wyjścia.
Można by też rozważać budowanie nowej konstytucji, będącej gwarantem tylko podstawowych praw i wolności obywatelskich, bez socjalu. Tylko czy obecna elita polityczna ukształtowana przez solidarystyczne myślenie byłaby do tego zdolna? No niestety nie.
Z tej notki wyłania się ponury obraz polskiej rzeczywistości. Tę szarość mogłaby przełamać tylko świadomość obywateli o szkodliwości welfare state. Dlatego czymś niezwykle ważnym jest to aby każdy z nas podzielający wartości Iron Lady działał na rzecz idei w swoim środowisku. Bez tego nie będzie kroku naprzód.

środa, 15 lutego 2012

Co się dzieje w PiSie?

Dzisiejsza GW zaprezentowała informacyjkę o poparciu przez PiS systemu kanadyjskiego, o którym pisałem wczoraj. Co prawda poseł Przemysław Wipler zdementował ją na facebooku, pod pretekstem dyskusji wewnątrzpartyjnej. No, ale samo już zająknięcie się na ten temat w PiS jest dobrym znakiem. No bo jeżeli PSL mógł popierać ten pomysł to dlaczego nie PiS? Zaprawdę nie wiem.
Marek Mojsiewicz pisze, że zmiany w PiS są za sprawą Mariusza Kamińskiego, byłego szefa CBA. Prawdę powiedziawszy jego poglądów na sprawy gospodarcze nie znam, ale patrząc na aktywność warszawskiego PiS-u to rzeczywiście coś o rosnącym znaczeniu Kamińskiego jest.
Warto by nawet lekko wybiec w przyszłość, kto byłby po Kaczyńskim liderem PiS. Ten w swojej książce "Polska naszych marzeń" pisał o tym, że gdyby nie katastrofa smoleńska, to pewnie byłby nim śp. Janusz Kurtyka. Wskazywał na jego ideowość szczególnie, o ile dobrze pamiętam. A nikt nie ma wątpliwości, że Mariusz Kamiński, ideowcem propaństwowym z pewnością jest.
Wielu mogłoby wskazywać równie dobrze na Antoniego Macierewicza, zyskującego sławę w tzw. drugim obiegu. Tylko jest jedno, ale AM jest skazany na drugi obieg. Natomiast Mariusz Kamiński ma coś co jeszcze może trafiać do zwykłych ludzi.
A wy jak myślicie Kamiński coś zawojuje?

wtorek, 14 lutego 2012

Emerytury - czyli ucieczka w przyszłość

Pan premier Donald Tusk proponuje podwyższenie wieku emerytalnego do 67 lat, zarówno dla kobiet jak i mężczyzn. Jest to kolejna propozycja mająca ratować budżet przed krachem w postaci przekroczenia progu zadłużenia państwa, powodujący obowiązek ścięcie deficytu do zera. Już pan premier straszy, że jak nie będzie reformy to będzie podwyżka VAT.
Oczywiście ta propozycja jest głupotą, bowiem podwyższenie wieku emerytalnego przyniesie ewentualne pozytywne skutki dla budżetu (mało odczuwalne skądinąd) za parę lat. I potem znając życie rząd (jakikolwiek by nie był) znowu zamiast ograniczać wydatki, zmniejszać podatki będzie nakładał, coraz to nowsze. Może i kolejne podwyższenie wieku.
Skądinąd powoli wracamy do korzeni systemu emerytalnego, jakie znajdujemy w XIX w. z kanclerzem Bismarckiem. Tak to on wprowadził coś takiego jak państwowe emerytury, ale nie w takiej formie jaką wyobrażało sobie wielu solidarystów czy socjalistów.
Założenie było proste, emerytura była wypłacana w wypadku gdy dożyje dana osoba nie wiem 80, co w ówczesnej epoce było bardzo rzadkie. Po prostu państwo zgarniało gotówkę, tych którzy kopnęli w kalendarz troszkę wcześniej.
A jak ten system ma się do dzisiejszej rzeczywistości? Otóż nijak. Długość życia wzrasta, to i kasy nie ma bo idzie na emerytury, których w założeniu systemu Bismarcka było nie wiele.
Dlatego wolałbym by wreszcie zerwać z przymusem płacenia na ZUS, czy OFE i samemu sobie składać na przyszłość. Wiem jednak, że to jest nierealne i w ogóle podniesione zostanie larum o zostawieniu na pastwę losu nieporadnych, biednych itd.
W związku z tym dobrą w mojej ocenie propozycją jest tzw. system kanadyjski wspierany przez Centrum im. Adama Smitha i swego czasu popierany przez PSL. Polega on na zapewnieniu przez państwo bardzo niskiej emerytury, zapewniającej w miarę życie do pierwszego powiedzmy otrzymywanej z tytułu obywatelstwa. Byłaby ona jedna dla wszystkich (nie liczę tych, którzy mają swoje składki już i one powinny być doliczone) . Jeżeli ktoś chce więcej niech zaoszczędzi sobie jak chce, to już nie państwa sprawa.
 Nie jest to do końca dobry system, ale na pewno lepszy w obliczu alternatywy  potencjalnego upadku systemu i trzymaniu go przy życiu kosztem biednych. Lepszy rydz niż nic.