wtorek, 18 października 2011

Paradoks Palikota


Z pewnością dużo osób wiązało z Ruchem Palikota pewne obawy, co do naruszenia dotychczasowej pozycji Kościoła Katolickiego. Takie miałem i ja. Dziś już takich nie mam. Dlaczego? Wystarczy spojrzeć na histerię pani Nowickiej w Polsat News, chociażby. Mają swoje 5 minut i konsekwentnie niszczą swój wizerunek.

Począwszy od sprawy z Krzyżem, która zapowiada się na gigantyczną klapę. Potwierdza to sondaż (tak, tak wiem, że sondaże kłamią, ale ten jest wyjątkowo ciekawy) dla Gazety Wyborczej, w którym miażdżąca większość (ok. 70%) chce Krzyża w Sejmie. Zwróćcie szczególnie uwagę, gdzie to zostało opublikowane.
Co z tego wynika? Ano to, że wcale antyklerykałowie, nie urośli w siłę, ani przez chwilę. Zwyciężyła po prostu naiwna wiara w nowość młodych i elektoratu Samoobrony. Nic więcej. 

Może się wydaje się zaskakujące to co napiszę, ale zyskuje na tym… PiS. Dlatego, że to PiS prezentowany był na oszołomów totalnych, co chcą rewolty robić. A teraz tę łatkę przejmuje Palikot. 

Można przyjąć założenie, że Palikot pod osłoną nocy zdejmie krzyż. Tylko czy taki cynik jak on odważy się na nurkowanie w dół w sondażach. Wątpliwe, także bądźmy spokojni i nie dajmy się sprowokować.

poniedziałek, 17 października 2011

Co zrobi Ziobro?

W ostatnim czasie w związku z nudą zafundowaną przez Donalda i spółkę(a właściwie "spółdzielnię") media zajmowały się Januszem Palikotem, a teraz szukają podziałów w PiS. Po co? Czy ktoś jeszcze pamięta, co było za czasów odejścia JKR? Temat na 2 tyg. To jest temat zastępczy. Tylko mam pewną wątpliwość co do Zbigniewa Ziobry.

Niewątpliwe jest to, że ma ambicje. Pytanie czy wytrzyma wewnętrzne "parcie" na szkło? Czy może będzie w gorącej wodzie kąpany? Przypuszczam, że poczeka. Bo jeśli wybrał by to drugie to co go czeka? Polityczna śmierć i nic więcej. I na pewno on zdaje sobie z tego sprawę. Dystans między Warszawą a Brukselą robi swoje.

I z tego wniosek dla szeroko rozumianego obozu patriotycznego powinien być jasny. Nie stać nas na podziały. Trzeba nam pracy u podstaw. Zdaję sobie sprawę z tego, że niektóre działania Jarosława Kaczyńskiego nie zmierzają w dobrą stronę. Przypominają politykę PC z lat 90., gdzie problemem była niby zbyt duża liczba członków, czyli partia wymykała się spod kontroli. Prezes PiS musi zdawać sobie sprawę, że PiS musi stać się szerokim ruchem społecznym. Tak zwyciężył Fidesz, tak musimy i my.

niedziela, 16 października 2011

"Obiektywizm" czyli naiwność

Żyjemy w świecie pełnym różnego rodzaju interesów, walk stronnictw etc. W którym co najwyżej obiektywne przedstawienie rzeczywistości stanowi kwiatek do kożucha propagandy, mające na celu uwiarygodnienie. Należałoby postawić pytanie, czy rzeczywiście to takie złe?

Hasło "Politycznej poprawności" wyrosło z przekonania o "obiektywizmie" mediów. Należy postawić jasno dziennikarz ma swoje poglądy i je jawnie powinien przedstawiać. W przeciwnym razie mamy do czynienia z zakładaniem maski, która powoduje tylko i wyłącznie oszukiwanie opinii publicznej. W wyniku tego pan Tomasz Lis był brany do niedawna, za wzór dziennikarstwa, co delikatnie rzecz ujmując mijało się mocno z rzeczywistym obrazem. Z takiej "politycznej poprawności" wyrasta tylko większe zakłamanie.

Trzeba pogodzić się z tym, że miejsca na obiektywne medium po prostu nie ma. Przy wolnorynkowej gospodarce, media spełniają to czego chcą konsumenci. A ci chcą przytakiwania ich poglądom. I przy atakom na wrogą stronę ujawnia się prawda. Jest efektem ubocznym.  Nie bądźmy naiwni.

czwartek, 29 września 2011

Wszystkie ręce na pokład

Nie we wszystkim zgadzam się z Jarosławem Kaczyńskim, począwszy od kwestii JOW po wolny rynek i tak można by długo wyliczać. W związku z tym szukałem alternatywy dla PiS w postaci chociażby sojuszu UPR i Jurka. Ten projekt był kompletnie chybiony. Nie miał mocy nawet na rejestrację list wyborczych. 

Krótko mówiąc dla PiS nie ma alternatywy. Mogą się zaraz odezwać gromy korwinowców, że to pobożna lewica itd. Tak i może jest. Jednak jaką mamy alternatywę? Korwina debatującego z Palikotem, tym samym traktującego go jako poważną lewicę, w dodatku gadającego bzdury, że za Hitlera było lepiej? Wolne żarty.

Jest wkurzające to, że mój głos jak wielu innych konserwatywnych liberałów Kaczyński może olać, bo jesteśmy mało liczną grupą elektoratu. Takie są fakty. Dlatego musimy zrobić wszystko by nas głos był z każdym dniem coraz silniejszy. A w PiS są postacie warte poparcia ze względu na poparcie wolnorynkowych postulatów np. pan Wipler, pani Żuraw. Jest wiele takich postaci wymagają tylko naszego wsparcia. 

Głos koliberalny w tych wyborach, może być tylko zaczątkiem czegoś nowego. W Stanach Zjednoczonych jest Tea Party. Może warto iść tą drogą?

Porzućmy złudzenia, że Kaczyński tu i teraz zrezygnuje z głoszenia poglądów pro - socjalnych. Jest taki a nie inny decydujący elektorat. Polityka to jest gra. Kompromisy są konieczne, aby coś zdziałać. Zawsze jest z tym związane ryzyko, że nic to nie da. Jednak to ryzyko jak dla mnie jest dla mnie znacznie korzystniejsze, w kwestii uzyskania realnych rozwiązań wolnorynkowych. 

Wielu może, twierdzić, że nadchodzący kryzys wszystko zmieni. Zmieni i owszem. Tylko czy pójdą ludzie w stronę ekscentryka, nienadającego się na wysokie urzędy w państwie. Czy na tych, którzy byli kompromisowi , a jednocześnie się coś zmienić? Krótko mówiąc byli poważnie traktowani? Można jeszcze mówić o zamachu stanu itd., ale potraktujmy to jako kiepski żart. 

Na koniec warto wspomnieć słowa  Kaczyńskiego z wywiadu z Teresą Torańską pt. „My”, ponieważ są dość dobrą puentą tej notki:
"Zrozum, nam się postawiło alternatywę: albo stójcie z tubą na rogu ulicy, jeśli was będzie stać na tubę, i sobie krzyczcie, co chcecie; albo jeśli chcecie stworzyć tutaj jakąś realną siłę społeczną, do której potrzebne są pieniądze, to weźcie wodę w usta, mówcie, że wszystko jest OK, nie ma żadnych "czerwonych", nie ma żadnej nomenklatury. Otóż my taki wybór odrzucamy. To jest szantaż, to jest uniemożliwianie prowadzenia działalności politycznej, poważnej działalności politycznej."

sobota, 10 września 2011

"GP Codziennie": rozczarowanie

Lektura wczorajszej i dzisiejszej "Gazety Polskiej Codziennej" obudziła we mnie przypuszczenie, iż ten projekt zakończy się klapą. Forma tego "tabloidu politycznego" przypomina mi dawną próbę budowy tabloidu przez Agorę. Nazywał on się bodajże "Nowy Dzień". Też w nim próbowano połączyć lekką formę z poważną treścią polityczną, a to nie wyszło.

Pierwsza kwestia to dział opinii. Opiera się on na krótkich felietonikach, które moim skromnym zdaniem nie wyrażają pełnej treści, szczególnie tej dotyczącej rządu Donalda Tuska. Lepiej by się sprawdzał dwustronicowy dział, z wywiadem bądź dłuższym felietonem. Co do wywiadów, dość wkurzającą rzeczą są tylko fragmenty wywiadów, które będą w tygodniku "Gazeta Polska". No przepraszam, ten tabloid ma być tylko reklamą tygodnika ? Trochę to niepoważne.

Kolejną rzeczą jest przekaz informacji. Na 3 stronie są podawane w kilku kolorowych kwadracikach dwu-zdaniowe informacje. A wśród nich są takie, które można byłoby rozwinąć np. w sprawie niestartowania JKM w wyborach.

Ostatnia rzecz, to krótko mówiąc plotki. Te stanowią fundament każdego tabloidu, a te sprowadzono do 2 ostatnich stron. W dodatku skierowane tylko do dotychczasowego czytelnika tygodnika "Gazeta Polska". A z tego co pisał jeszcze przez powstaniem "Codziennej" w Gazecie Polskiej, miało to docierać do szerszego grona odbiorców.

Podsumowując, w mojej ocenie miejsca dla "Gazety Polskiej Codziennej" nie ma miejsca na rynku. Są albo poważne tygodniki, dzienniki, albo totalny tabloid zawierający tylko 2-3 strony polityki. To potwierdzał wspomniany "Nowy Dzień" potwierdza "Codzienna". Życzę powodzenia, aczkolwiek mnie nie przekonał. A jaki powinien być projekt zapewniający rozwój środowisku "GP"? To już temat być może na następną notkę.

piątek, 9 września 2011

Od samych ulg nie przybędzie dzieci, innowacji etc.

PiS przedstawił w Krynicy swoje propozycje dotyczące podatków. Zapowiadają się dość obiecująco. Aż szkoda, że na uproszczeniu systemu  nie skupił się Kaczyński podczas rozmowy w TVP INFO i POLSAT NEWS. No, ale lepiej późno niż wcale. Do rzeczy. Otóż jedną z propozycji było powstanie ulgi przeznaczonej na badania naukowe służące unowocześnieniu polskiej gospodarki. Oprócz tego poruszono także kwestię ulgi prorodzinnej. Chciałbym postawić zasadne w tym momencie pytanie: czy te ulgi przynoszą rzeczywiście oczekiwany efekt?  To znaczy, czy za sprawą ulg przybywa więcej dzieci, innowacji etc.?

Nie do końca tak jest. Ulgi podatkowe mogą przynieść danej grupie (rodzicom, naukowcom) lekkie odciążenie, co do tego nie ma wątpliwości. Jednak nie spełniają one roli nazwijmy pobudzacza danego efektu np. większej liczby dzieci czy badań naukowych. Sam podatek dochodowy tak naprawdę dla polskich rodzin jest mało odczuwalny (w sferze nazwijmy nie wiem psychologicznej), tak jak jest chociażby z VAT-em) na co dzień, bo zaliczka na podatek jest zabierana przez pracodawcę.  Efekt jest odczuwalny tylko przy zwrocie podatku.

Także ulgi nie spełniają zakładanej im roli przez polityków, ekspertów etc. W moim odczuciu najlepszym rozwiązaniem i sprawiedliwszym jest radykalna obniżka podatków wszystkim. A z tym wiąże się ograniczanie wydatków.

PS. By ktoś nie zrozumiał źle. Lepiej by te ulgi były, niż by ich nie było i obowiązywał chory system podatkowy.

piątek, 2 września 2011

Wywiad z Jarosławem Kaczyńskim: rozczarowanie

Rozmowa/wywiad/debata z Jarosławem Kaczyńskim, mnie bardzo rozczarowała. Ze względów technicznych i przekazanych przez Kaczyńskiego treści programowych. Zacznę od tych pierwszych. Wyglądało to wszystko bardzo chaotycznie, ciągłe wchodzenie w zdanie, to trochę denerwowało. No powiedzmy to się da przełknąć. Ważniejsze były kwestie programowe.

I tutaj doznałem rozczarowania. JK prezentował bardzo socjalny punkt myślenia, czym mnie bardzo rozczarował. Przypuszczam, że cele JK na tę rozmowę był dość jasny gruntować swój elektorat. Najwyraźniej nie miał zamiaru zdobywać niezdecydowanych, bo ci raczej nie pójdą po prostu do urn. Więc z punktu widzenia strategii, cele wyznaczone zostały osiągnięte. Jednak dla mnie liberała gospodarczego dużym rozczarowaniem były propozycje opodatkowania hipermarketów, banków, czy też najbogatszych. Jest to czysty populizm, w którym troszkę w mojej ocenie Jarosław Kaczyński się zapędził. Przecież podatek banków i hipermarketów, pokryją zyski tych instytucji. A te są od klientów, a co się z tym wiąże możliwy wzrost cen, oprocentowania kredytów etc. A szczególnie ten 2 efekt stał by w sprzeczności zapewnienia mieszkań, o czym Prezes PiS wspominał w rozmowie.

Drugi aspekt, co mnie zdecydowanie zaskoczyło, że ten temat się pojawił to sprawa aborcji. Tutaj mętlik zupełny. Zupełnie nie mogłem się połapać o co chodzi z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego (a dokładniej jakim wyrokiem?). Byłbym wdzięczny za wyjaśnienie przez kogokolwiek tej kwestii. Aczkolwiek stanowisko JK było takie jak dotychczas (czyli mniej więcej utrzymanie status quo).

Jak już wspominałem, nie tego oczekiwałem od Jarosława Kaczyńskiego. I z pewnością nie tego oczekiwali aktywni młodzi, którzy, mogli wiązać jakieś nadzieje z hasłem "Polska zasługuje na więcej". Bo młodzi nie są elektoratem roszczeniowym, bardziej chcą wolności działania, która pozwoli na dobrobyt. A nie podstawioną rybę, nie do końca smaczną.

niedziela, 28 sierpnia 2011

Czy Pawlak może zwariować?

Zadyma wokół słów Hofmana zrobiła się ogromna. Do tego stopnia, że już niektórzy uważają, iż PiS już całkowicie straciło szansę na koalicję z PSL. Z wypowiedzi Pawlaka, może wynikać obraz obrażenia się. Jednak nie chce mi się wierzyć by polityk, będący dwukrotnie premierem, a teraz wicepremierem stracił polityczny zmysł. Dlatego gadanie, że po wyborach z PiS się nie dogada nie ma najmniejszego sensu.

Co do samej wypowiedzi, to dotyczyła ona piosenki wyborczej PSL. Tutaj media bądź co bądź dokonały ogromnej manipulacji, której uległo chyba wielu zwolenników PiS. Owszem wypowiedź przy wyrwaniu z kontekstu, brzmi okropnie, nietaktownie itd. Błąd PiS leżał gdzie indziej.

W mojej ocenie powinni stwierdzić krótko czego dotyczyła wypowiedź i koniec. Przez tydzień milczeć o wsi, PSL itd. Tak by temat się uspokoił. A dzisiaj prezes Kaczyński dał legitymację fałszywym, twierdzeniom, iż PiS obraża wieś, poprzez ataki na PSL, że to partia ludzi KRUS (co jest skądinąd prawdą) itd. Tu był prawdziwy błąd, który PiS mocno poczuje.

sobota, 27 sierpnia 2011

Tusk zatopi Platformę

W ostatnim czasie obserwujemy już zbytnią pewność co do ewentualnego zwycięstwa. Już Donald Tusk przywitał się z gąską. Po czym to widać? Już nie próbują udawać, iż media są niezależne (patrz cudowna zgodność pomysłu debaty PO z ITI i Polsatem). Grają władzy jak ta tylko zagra. Na co jeszcze sobie pozwolą? Czyżby naprawdę zatracili instynkt samozachowawczy? Ta pycha już zgubiła ich w 2005 roku, teraz konsekwentnie powtarzają ten scenariusz.

O ironio, szefem sztabem PO był (2005) i jest pechowy Jacek Protasiewicz. Owszem pewnie kontroluje jego poczynania w pełni pan Ostachowicz, główny ekspert od PR rządu. Co widać poprzez próby zakrywania wszelkich akcji PiS od rzucenia pomysłu debaty, który zakończył się debatą "konstruktywną" w Polsat News. No i dzisiaj kolejną oczywiście "przypadkową", niemającą nic wspólnego z odbywającą się w tym samym mieście (Wrocławiu) konwencją PiS.

Ta pycha kończy się fatalnie, panu premierowi jest potrzebny kolejny paprykarz, który powie mu to i owo. Może zmądrzeje.

środa, 24 sierpnia 2011

"Rozgrzany sędzia" odc. któryś tam

Po raz kolejny sędziowie służą danej opcji politycznej, możliwe, że wbrew swoim zamiarom. Niewątpliwie wspomniana w tytule słynna wypowiedź obecnego Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego, przedstawia stan polskiej debaty publicznej. W której niezawisły sąd ma rangę rynsztoka politycznych brudów. I tutaj dużą cegiełkę kładzie Platforma Obywatelska, niewątpliwie.

Ta partia przedstawiana jako hm "liberalna" stoi w istocie przeciw zasadom wolności. Świadczy o swoim tchórzostwie, niemożności bronienia swoich racji bez sądu. I ta formacja chce debaty? Brzmi to dość śmiesznie, nieprawdaż?

W mojej ocenie tryb wyborczy powinien być zlikwidowany, bo to jest tylko kiepski substytut sprawiedliwości.

niedziela, 21 sierpnia 2011

"Tusku musisz" czas zacząć

Marszałek Grzegorz Schetyna w wywiadzie dla "Newsweeka" stwierdza, że różnica wbrew sondażom w mediach wynosi tylko kilka procent, a nie 10 czy tam 15. Czemu to służy? Jak sam tytuł notki wskazuje rozpoczęciu kampanii "Tusku musisz" mającej przypomnieć wyborcom, że "kaczyzm" jest realnym zagrożeniem.

Do końca kampanii będziemy mieli prawdopodobnie zmniejszenie różnicy między PO a PiS. Możliwe jest nawet wyprzedzenie PO przez PiS w ostatnim przedwyborczym sondażu. Także sondaże są już rynsztokiem, z którego realne dane dla zwykłego wyborcy są nieznane.

Jeśli już mowa o kampanii to nie trudno, wspomnieć o propozycji debat rzuconej przez Donalda Tuska. W mojej ocenie wiele debat w kampanii wyborczej, sprawi, że nie będą one miały decydującego znaczenia w kampanii. Tak było w 2005 roku.


Czyżby Donald Tusk, bał się jednego decydującego starcia? Na to wychodzi. Rozkłada ewentualne ryzyko na drobne cząstki.


Jarosław Kaczyński wyszedł z dobrą w mojej ocenie propozycją debat w przyszłym think-tanku PiSu. Neutralizuje to ewentualne możliwości medialnych zagrywek na korzyść Platformy.

Jedno mnie zastanawia, czemu Jarosław Kaczyński nie chce podjąć się ostatecznej debaty, która byłaby (przy dobrym przygotowaniu) odwetem za 2007 rok. Trzeba jednak wyciągać wnioski. A dobre wystąpienie jest możliwe co pokazała II debata prezydencka z 2010 roku.



czwartek, 18 sierpnia 2011

Mesjanizm racjonalny

Rafał Ziemkiewicz w ostatnim numerze "Uważam Rze" pokusił się o analizę mesjanizmu, jego sensu, założeń etc. I wyciąga wnioski, które stoją naprzeciw dotychczasowej jego realistycznej wizji prezentowanej, przez chociażby Romana Dmowskiego.
Wspomniany już autor wyciąga wniosek, iż mesjanizm jest potrzebny narodom, w celu utrzymywania ich trwałości, tradycji itd. Tak rzeczywiście jest.
Przy okazji różnego rodzaju dysput nt. mesjanizmu generalnie jest zadawane jest pytanie czy mesjanizm ma sens? Ma sens, to jest jasne. Musi być postawione zupełnie inne zagadnienie. Jaki cel ta swoista misja narodu ma mieć? Czy jest to dążenie do osiągnięć gospodarczych, militarnych przynoszących sukces? Czy złudne poczucie wyższości poprzez piękną walkę, ale jednak przegraną? Ja wybieram to pierwsze.
Wielu może utożsamiać moją postawę z zadowoleniem byle zielona wyspą, druga Irlandią, Japonia itd. Tego należy się wystrzegać i walczyć z tym, bo ten problem jest, co Rafał Ziemkiewicz zauważa.
W ogóle postawa "dziwnego środka" nie ma racji bytu w przestrzeni publicznej. Musisz wybierać to albo to. Ja z tym walczę. Bo prawda, fakty są najistotniejsze.

piątek, 10 czerwca 2011

Bard "Solidarności" a polska rzeczywistość

W ostatnim numerze "Uważam Rze" pojawił się dość ciekawy artykuł Ryszarda Makowskiego nt. życia Jacka Kaczmarskiego, nazywanego także bardem "Solidarności". Jednak z mojej dość liberalnej postawy, odbieram ten artykuł jako atak w stronę nieżyjącego już Kaczmarskiego.

Z jakiej przyczyny? Otóż autor artykułu przywołuje zdanie z wypowiedzi barda następujące dotyczącej emigracji do Australii:
"Tam mam chociaż jakiś socjal, jakieś zabezpieczenie. Tutaj (w Polsce-przyp. Maras245) jakby mi ujebało rączkę i nie mógłbym grać, to kto by mi pomógł."
Jeżeli ta wypowiedź jest prawdziwa to świadczyłaby o słabości barda "Solidarności", nie do pomyślenia chociażby w epoce przedsocjalistycznej. Artyści radzili sobie bez pomocy państwa opiekuńczego. Byli ludzie, którzy im pomagali. Muszę także, zwrócić uwagę na to, jak odbiera polskie naród, jako bezduszny, samolubny. Co było zupełną nieprawdą, gdyż Ryszard Makowski w dalszej części artykułu wspomina, że byli ludzie, organizowali koncerty w celu wsparcia Jacka Kaczmarskiego.

Z czego może wynikać taka postawa? Może z ukształtowania społeczeństwa? Ono jest uzależnione od decyzji urzędników (czyt. państwa). To boli, że tak wielcy ludzie jak bard "Solidarności" w obliczu tak ukształtowanej rzeczywistości tracą godność. Przed erą socjalizmu, tak byłoby to odbierane. Kaczmarski byłby uznany za zwykłego nędzarza. Jest to uleganie wizji pieniędzy państwowych jako niczyich. A to nie jest prawda. Musi każdy z nas, z tego zdawać sobie sprawę.

Jedyne z czym mogę się zgodzić w artykule Makowskiego, jest to, że powinien być uhonorowany za swoją działalność w czasach opozycji antykomunistycznej, a nie za "zasługi dla Socjalistycznego Związku Studentów Polskich". Tak, za to go odznaczył Aleksander Kwaśniewski.

Smutne jest to, że tak socjalistyczna w istocie rzeczywistość zmienia godnych bycia wielkimi, w istnych nędzarzy.

niedziela, 29 maja 2011

Sondaże - prawda objawiona na odpowiedni moment

Kiedyś już pisałem o tym jak to niby wyborcy PiS-u według jednego sondażu uważają się za "naród śląski". Czas na kolejną rewelację. Według sondażu dla Newsweeka*, zrobionego przez nieznaną mi firmę IQS większość Polaków jest za tym by z urzędu ścigać za obrazę Prezydenta RP. Już pomijam fakt, że mówimy tu o tylko grupie ankietowanych Polaków, no ale to klasyczna manipulacja stosowana przy sondażach.

Chciałbym poruszyć zupełnie coś innego. Jak na złość nie udało mi się znaleźć jakiekolwiek sondażu z lat 2005-2007 na ten temat. Jakim cudem? Prawdę powiedziawszy nie wiem. To jest coś zaskakującego szczególnie jeżeli bierzemy pod uwagę ataki medialne, chociażby w sprawie, ot chociażby Huberta H. Możliwe, że kiepsko szukam. Nawet jeśli to medialna wrzutka, mająca usprawiedliwić działania ABW. A jeżeli dochodzi do takiego usprawiedliwiania w świetle medialnym. To należy zadać pytanie czy to była tylko nadgorliwość "ABW" w sprawie strony Antykomor.pl. Czy może rzeczywiście komuś z góry rzeczywiście przeszkadzało. Zaczynam się skłaniać ku tej drugiej opcji.

Na koniec warto zadać sobie inne pytanie. Skoro już było tysiące sondaży, które strzelały jak kula w płot, to czemu stosuje się taką, a nie inną metodę wciśnięcia odpowiedniego stanowiska Polakom? Czy Polacy już naprawdę są kompletnym stadem baranów, że ten kit jakim im się wciska jeszcze działa?


*-http://www.newsweek.pl/artykuly/sekcje/polska/sondaz-newsweeka--scigac-za-zniewazanie-prezydenta,77379,1

sobota, 14 maja 2011

Grzechy prawicy cz. 1: partie,konwenty i struktury

..................
Przez już 22 lata III RP, polska prawica (w polskim szerokim ujęciu) popełniała mniejsze lub większe błędy, które były usprawiedliwiane wrogimi mediami lub agenturą. Chcę poprzez cykl notek o tytułowych "grzechach" prawicy dać możliwość wyjścia z impasu w jakim trwamy przez całą III Rzeczpospolitą. Wielu zapewne napisze, że to bajdolenie mainstreamowe, nie warte czasu itd. Pomimo tego uważam, że to rozliczenie trzeba kiedyś będzie rozpocząć.
.....................
Jako najczęstszą przyczynę porażek prawicy, wymienia się najczęściej brak możliwości zjednoczenia prawicy, czego najlepszym przykładem był Konwent Św. Katarzyny, o którego wynikach nie muszę wspominać. Można opierać się na założeniu, że PiS już jest w miarę najdoskonalszą formą jedności prawicy, jaką można było stworzyć. Ma wady, które powodują zahamowanie możliwości realizacji idei konserwatywnych, ko-liberalnych bliskich także i autorowi jak np. JOW, bardziej wolnorynkowa gospodarka itd. Nie bez przyczyny wielu publicystów określa PiS jako pobożną lewicę. Chcę wspomnieć, że szanuję Jarosława Kaczyńskiego za głoszenie idei sprawnego państwa, będącej alternatywą dla skostniałej struktury III RP. Mam do niego pewien żal, że nie dąży do przyciągnięcia środowisk od niego odległych, ot chociażby Marka Jurka, za zatrzymanie projektu obrony życia i tak można by długo wymieniać. Jednak to on nadał jej twarz, markę trwałą. Jednak kiedyś trzeba będzie postawić pytanie co po Kaczyńskim?

No właśnie, co? Powrót do podziałów znanych z lat 90.? A może osiągnięcie modelu prawicy znanej z Stanów Zjednoczonych czy Wielkiej Brytanii, opartego na wzajemnym poszanowaniu frakcji różniących się światopoglądem i poglądami gospodarczymi? Dzięki czemu można to osiągnąć? W mojej ocenie tylko i wyłącznie na przemianie struktury na oddolną, bo takiej partii, nie udało się stworzyć się przez cały okres po 1989 roku. Z czego to wynikało? Najpewniej z lęku partyjnych bossów, przed utratą swojego stateczku. Nie bez przyczyny według jednej z anegdot, słowa Ludwika Dorna o niemożności opanowania struktur partyjnych, wywołały konsternację gości z grupy Windsor. A siłą każdej partii są struktury, nawet jeśli znajdą się w niej "wtyki" i tak dalej. Przecież właśnie poprzez decentralizację, jest szybsza możliwość ich wyeliminowania, niż w przypadku centralistycznej struktury. Jak już wspomniałem to wszystko będzie zapewne czekać do odejścia Jarosława Kaczyńskiego, bo to on dziś jest panem i władcą, mniej lub bardziej chcianym, ale jednak jedynym coś osiągnąć na dzień dzisiejszy.

PS. Następna część będzie zatytułowana "prawica i media", a ostatnia trzecia będzie poświęcona na odpowiedź do komentarzy, które pojawią się, pod obiema częściami cyklu.

środa, 11 maja 2011

Czy ruch ŁŁ ma szansę?


Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że nie będę w tej notce rozpatrywał wątku współpracy z WSI, ciemnymi typami etc.
Chcę się skupić na tym, czy ten ruch ma szansę zaistnieć i spełnić swój cel mianowicie przyciągnięcie elektoratu przeciwnego PO, ale nie chcącego głosować na Kaczyńskiego, szukającego opozycji prawdziwie liberalnej gospodarczo. Nie ukrywam, że ta inicjatywa niewątpliwie miałaby mój głos. Tylko niestety w tak krótkim czasie jaki dzieli nas od wyborów, była to inicjatywa osłabiająca PiS i tym samym prowadząca do efektu przeciwnego niż ten który zakładał Łażący Łazarz. Mianowicie zbudowanie koalicjanta, który pozwoli PiS na uniknięcie koalicji z SLD czy PSL (co takie aż tak złe by nie było w mojej ocenie, ale to już temat na inną notkę). Ten niekorzystny rezultat wynikał by z braku raz wsparcia medialnego ( a nawet to PJN nie pomogło, co dziś widać) i struktur terenowych (a te są kluczowe przy każdej kampanii). Jednak ja 2 widzę dwa warianty dla formacji ŁŁ, ale oparte na współpracy z innymi podmiotami.

Pierwszy wariant to włączenie się do porozumienia UPR (Jóźwiaka) z Ruchem Wolność i Godność. Ta propozycja ma zaletę taką, że są jakieś struktury. Jest to maszyna stara, ale po renowacji dużo mogąca zrobić nawet. Istnieje tu możliwość współpracy z osobami rozczarowanych Korwinem, a mających ko-liberalną wizję państwa, i nawet medialnych (np. pan Wojciech Popiela, który w mojej ocenie wykazał duży talent medialny w dyskusjach, w których brał udział, to tylko moje subiektywne wrażenie). Co by tu dużo mówić, mediów nie da się ominąć, to chyba jasne. No chyba, że chcemy wierzyć w cuda o przekroczeniu progu jak Korwin.

Drugi wariant, to pozycja sojusznika PiS. Polegałby on na starcie Ruchu ŁŁ z ich list. Samo to by nic nie dawało. Trzeba zauważyć inne możliwości, a mianowicie budowanie wewnętrznej kontrolowanej frakcji by służyło PiS. Co by ta frakcja miałaby robić? Organizować debaty, podobne do tych znanych z kampanii 2010r., organizować wsparcie w internecie, a przy zakazie spotów, to może się okazać bardzo kluczowe w kampanii. Krytycy tego rozwiązania, zwrócą uwagę, że nie ma oderwania od PiS. Chciałbym zwrócić uwagę na to, że w przypadku samodzielnej krytyki ze względu na głównie gospodarkę PO bez Kaczyńskiego w oczach niewielkiej grupki (niezorientowanej politycznie), która by przełknęła wspólny start z Kaczyńskim zyskujemy. A tych troszkę jest.

To takie moje skromne rozważanie, co wy na to?

środa, 27 kwietnia 2011

Buahaha czyli o "pisiorach" za narodem śląskim

Myślałem, że sondaże od czasów kampanii prezydenckiej niczym mnie nie zaskoczą. Dzisiaj to się zmieniło.  Portal onet.pl opublikował dziś sondaż, dotyczący tego jak patrzą na kwestię istnienia narodowości Śląska patrzą wyborcy danych partii. Wynika z niego, że prawie 1/4 "wyborców PiS" biorących udział w tej ankiecie jest za narodowością Śląską. Jest to dość śmieszne z uwagi na to, że wyborcy PiS są bardzo bliscy stanowisku PiS. Nawet ci bardziej centrowi, których bym usytuował jako środowisko oparte na PO-PiS-owym stanowisku reprezentowanym przez chociażby "Rzeczpospolitą".

Ten sondaż jest po prostu zwyczajną podpuchą. Instytucja badań opinii publicznej straciła na znaczeniu. Trzeba pogratulować pracowniom sondażowym czarny PR umieją sobie robić, jak mało kto. Jak jakiś polityk będzie chciał popełnić wizerunkowe "seppuku" powinien zgłosić się do nich.

poniedziałek, 25 kwietnia 2011

Czego chcę od PiS? Czyli o nowej "frakcji" parę słów

Do tej notki zainspirował mnie artykuł na dziennik.pl, dotyczący powstawania nowej "frakcji" w PiS. Dlaczego frakcji piszę w cudzysłowie? Ponieważ do budowy czegoś trwałego, mającego pozycję, a tylko taki twór w PiS można nazywać frakcją, jak dla mnie. Na razie jest to mała grupka z min. Maksem Krzaczkowskim. To jest dobra wiadomość, ponieważ musi nastąpić nakierowanie na sprawy gospodarcze, które będą istotne w kampanii wyborczej.

Pozostaje tylko jakie kryterium będzie wzięte pod uwagę przy strategii PiS- odnośnie kampanii w sprawach gospodarczych. Czy dotarcie do elektoratu roszczeniowego? Czy też liberalnego, młodego, dążącego do dorobku, po prostu takich jak ja? 

Pierwsza opcja wydaje się prosta ze względu na zbliżające się załamanie finansów państwa i związany z tym konstytucyjny nakaz wprowadzenia budżetu bez deficytu. Tylko pytanie czy wyborcy odczują to na tyle dotkliwie przed wyborami, by zagłosować na PiS? Obawiam się, że będzie to tak bardzo kryte, że wyborcy nie będą nawet wiedzieli o zbliżającej się zapaści.

Przy okazji tej opcji należy rozważać sens takich populistycznych propozycji jak podatek od banków czy dodatek drożyźniany, które będą tak naprawdę prędzej czy później uderzać w polskiego podatnika. A tego typu rozwiązania na "tu i teraz" nie mogą być realizowane w jakikolwiek sposób. W sumie wystarczy tylko tzw. czarny PR w postaci dokładnie zaplanowanych akcji związanych z drożyzną, stanem portfeli polaków. Powtarzam dokładnie zaplanowanych, nie mających jakichkolwiek mankamentów pod względem public relations, o czym nie można było powiedzieć z akcją w sklepie Kaczyńskiego. No, ale raczej wspomnianej opcji wytwarzanie wokół PO negatywnego wizerunku, nie należy tak bardzo wiązać z jakimś głębszym skierowaniem w stronę biedniejszego elektoratu. Zła sytuacja zaprowadzona przez Donalda Tuska dotyczy wszystkich Polaków.

No i teraz trzeba rozważyć druga opcję. Z którą niewątpliwie jest związana po prostu walka z biurokracją. Tej symbolem mogłaby być walka o zwolnienie 100 tys. urzędników zatrudnionych za rządów Platformy Obywatelskiej. Miałoby to bardzo dobry efekt wizerunkowy w mojej ocenie. Bardzo miło było mi było, gdyby to zostało rozszerzone o konkretne projekty związane z wolnością gospodarczą, konieczne naszemu państwu jak wręcz powietrze. Tego oczekuję, jako wyborca. Naprawdę dobrym krokiem, byłoby podjęcie tematu wspomnianej wolności gospodarczej przez tę "frakcję".

Na koniec chciałbym zapewnić, że nie rozważam oddania głosu na Platformę Obywatelską. Jeśli już to na PiS lub Nową Prawicę(JKM). Czas z pewnością wyklaruje zwycięzcę walki o mój głos.

sobota, 26 marca 2011

"Śniadanie mistrzów" czyli przeprosiny celebrytów z Platformą

Przyznam szczerze nie miałem okazji obejrzeć programu Mellera. Jednak z rożnych relacji, wynika właściwie jedno w mniejszym lub większym stopniu: ten program miał cel pogodzenie celebrytów z Donaldem Tuskiem. I tak się stało. Nie było już tak drastycznej krytyki, której przykładem był list Marcina Mellera opublikowany na Facebooku. Widzowie zapewne odczuli  już zdecydowanie lżejszą krytykę, taką na pokaz. Została ona skutecznie odparta przez premiera, poprzez najprostsze sztuczki z zakresu public relations.

Miałem pewne złudzenia co do postawy Mellera, Hołdysa i innych. Jednak zostały one doszczętnie zmyte. Dzisiejszy program był pewną formą odbicia się, pana premiera, z pozycji niekorzystnej medialnie. 

Jak dowiedziałem się, Hołdys wyrażał nadzieję, że w tym programie oprócz premiera będą inni liderzy formacji. Niewątpliwie chciałbym by wykorzystał tego typu możliwość Jarosław Kaczyński. Może i owszem celebryci wykazywaliby swoją "niepokorność". Jednak dla dobrze przygotowanego do tego spotkania prezesa PiS, byłoby to czymś pozwalającym na przełamanie medialnego impasu, a to jest konieczne w każdym scenariuszu zwycięstwa PiS. Nawet tego zakładającego zdecydowane zwycięstwo PiS bez konieczności koalicji, tak jak było to w przypadku Victora Orbana. Jego jednak należy porównywać pod względem siły artylerii medialnej do Donalda Tuska. Wiem to boleć może twardy elektorat PiS, ale bez PR, IV RP nie będzie po prostu możliwa.

czwartek, 24 marca 2011

Polityka Jagielońska - realna?

Przy okazji jakiejkolwiek dyskusji nt. polityki zagranicznej Polski i koncepcji Jagielońskiej, forsowanej przez śp. Lecha Kaczyńskiego pojawiają się zarzuty dotyczące braku realizmu tej opcji i jej małych efektów. Tego typu przypuszczenia opierają się na odwołań do koncepcji romantycznych w stylu "Za wolność, waszą i naszą ...", czego przykładem mogłaby być interwencja śp. Prezydenta przy wojnie rosyjsko-gruzińskiej. Owszem mogło by to się wydawać dość niedorzeczne, z racjonalnego punktu widzenia. W mojej ocenie może to stanowić tylko swoisty dodatek do tej koncepcji, a nie jej główną część.

Prawda jest taka, że Rosja rozmawia jak równy z równym tylko z mocarstwami. A Polska sama takim nie jest. Siłą naszego państwa są sojusze. Wielu mogłoby przywołać Unię Europejską i NATO. Tak, tylko czy ktoś pamięta nasz sojusz z Francją i Anglia przed II wojna światową albo Ligę Narodów? Gwoli przypomnienia były to nieskuteczne formy obrony naszego państwa przed agresją. Dzisiaj w związku z tym stoimy przed dylematem albo iść z głównym nurtem UE i tym samym być wypychanym w stronę rosyjskiej sfery wpływów, albo budować silną pozycję wobec Rosji, w postaci sojuszu państw Europy Środkowo-Wschodniej.

Można także przypomnieć zarzut stawiany przed śmiercią śp. Lecha Kaczyńskiego o nieskuteczności tej polityki o czym ma świadczyć przykład zmiany polityki na Litwie i Ukrainie. Owszem coś w tym racji jest, że ten model wymagał by pewnego rodzaju elastyczności. Aczkolwiek tutaj mamy też do czynienia z 2 wariantami. Pierwszy zakładał by trudną bardziej ograniczoną współpracę z prorosyjskimi politykami jak Janukowycz czy (zmienny) Łukaszenka. Jest to dość niewątpliwie trudne i wymaga dużych nakładów pracy. Drugim bardziej w mojej ocenie korzystnym byłoby pełne wykorzystanie Partnerstwa Wschodniego do pobudzenia środowisk pro-zachodnich chociażby znanych z pomarańczowej rewolucji. Do tego jednak potrzeba realnego działania PW, a nie jej fasady jaką oferuje nam pan premier Donald Tusk.

Podsumowując tego rodzaju sojusz może być czasem silniejszy, czasem słabszy. Jednak to jest zdecydowanie lepszy krok niż "przyjaźń" z Rosją, na jej warunkach. Polska ma wartość, trzeba jej tylko nie zmarnować.

PS. No i przepraszam za dłuższy okres absencji.

środa, 23 lutego 2011

Służba zdrowia może i musi być prywatna

W kampanii wyborczej z 2007 jak i 2010 jednym z tematów przewodnich była służba zdrowia, a dokładniej prywatyzacja szpitali. Niewątpliwie była to propozycja niezwykle kontrowersyjna ze względu na min. ujawnione informacje dot. "kręcenia lodow" przez Beatę Sawicką. Odbierany przez społeczeństwo obraz niewątpliwie był podobny do tego z jakim mieliśmy do czynienia w latach 90. z planem Balcerowicza czy PPP (Programem Powszechnej Prywatyzacji). I to miało pewne podstawy merytoryczne. Bynajmniej nie takie jakie stawiało Prawo i Sprawiedliwość.

Muszę przypomnieć, że w założeniach prywatyzacji ( czy tam komercjalizacji diabli wiedzą już) szpitali nadal kasa miała spływać z NFZ-u. więc jako takiego zagrożenia dla życia ludzkiego nie było. Było zupełnie inne zagrożenie. Otóż ta propozycja to nic innego jak Partnerstwo Publiczno-prywatne. a tego typu hybrydy wymagają bardzo szczegółowych, aż do przesady zapisów prawnych, po to by nie umożliwić dili urzędnikom i prywatnym właścicielom szpitali kosztem pacjentów. A mielibyśmy z takim czymś do czynienia dosyć często gdyż każda prywatny właściciel prywatny będzie chciał jak najwięcej wydusić z cytryny zwanej finansami publicznymi. Także tego typu rozwiązania wymagają bardzo szczegółowo opracowanych przepisów prawnych, ale z tym zawsze w naszym kraju było na bakier. Także pozostają 2 możliwości albo w pełni prywatna albo w pełni państwowa (publiczna).

Jestem zwolennikiem tej pierwszej opcji z uwagi na czystsze i prostsze formy jej funkcjonowania. A rozumiem także lęk i strach osób biedniejszych przed tym, że mogą stracić opiekę zdrowotną. Jednak muszę zauwazyć, że nawet państwo nie zapewnia, a nawet pozbawia wiele osób poprzez wiele decyzji urzędniczych dotyczących chociażby limitów dla szpitali na chemioterapię, leczenie różnych wyjątkowych naprawdę chorób. Pomimo tego, że zarządzają naszymi pieniędzmi mogą odebrać nam nawet życie. Wielu interwencjonistów przyzna, że to absurd.

A jak jest ich najczęściej odpowiedź? W stylu "socjalizm-tak, wypaczenia-nie". Otóż wypaczenia zawsze w tym powiedzmy sobie szczerze chorym systemie będą. I wiem, że wielu chciałoby by wzrost środków na służbę zdrowia pomógł. To jest jednak wykluczone w sytuacji, gdy odcinamy tę branżę od bodźców wysyłanych przez rynek. Państwowa służba zdrowia jest workiem bez dna. Damy palec, a weźmie rękę. I tak w nieskończoność, aż do nawet "bankructwa" państwa.

No to pozostaje nam prywatna służba zdrowia. Ona budzi lęk i strach osób biedniejszych, jednak niesłuszny. Otóż wraz z pełnym funkcjonowaniem prywatnego lecznictwa, pacjent staje się konsumentem. A to on decyduje na co wydać swoje pieniądze. Musi być bezpośredni nacisk przez pacjenta na lekarzy, pielęgniarki itd.

Skro już jestem przy tym bezpośrednim nacisku, to muszę zdementować to, że lecznictwo w USA jest w pełni prywatne. Tam państwo już częściowo oferuje publiczną służbę zdrowia dla najbiedniejszych, która funkcjonuje tak samo słabo jak w Polsce. I bynajmniej nie od czasu reform Obamy tylko od czasów New Dealu. Obama tylko rozszerzył publiczne ubezpieczenia zdrowotne na większą liczbę amerykanów( co oczywiście dobre nie jest). Dalej istnieje pewnego rodzaju zabetonowanie rynku ubezpieczeń za sprawą także państwa.

Z resztą kiepskie funkcjonowanie ubezpieczeń przypominałby przypadek z ewentualnym programem publiczno-prywatnym dla służby zdrowia powstałym w wyniku prywatyzacji szpitali. Po prostu w tym wypadku szpital, przychodnia chce wycisnąć jak najwięcej pieniędzy z ubezpieczyciela, a tym samym koszta ubezpieczeń rosną. Jeśli już to ubezpieczenia polecałbym osobom, które mają ciężkie przypadki wymagające kosztownej rehabilitacji, operacji itd. Jest jednak tez inny wariant.

Mianowicie zdrowotne konta oszczędnościowe. Po prostu na nich oszczędzalibyśmy pieniądze na "czarną godzinę". A zapewniam, że to jest możliwe nawet z regularnego odkładania dzisiejszej składki zdrowotnej. Z resztą koszta leczenia byłyby tańsze ze względu na wprowadzenie w pełni wolnego rynku usług zdrowotnych, a tym samym mechanizmu konkurencji, który się po prostu sprawdzał w wielu dziedzinach gospodarki. dlaczego miałby się nie sprawdzać w służbie zdrowia?

Oczywiście wybór powinien należeć do każdego z osobna, którą z możliwości na prywatnym rynku zdrowotnym chce zastosować. Nie może istnieć przymus do danej formy, tak jak to było w latach 80. bodajże w Szwajcarii. Jednak pomimo tego przymusu ten prywatne ubezpieczenia się sprawdziły, o dziwo.

Na koniec muszę zauważyć, że problem biedy i lęku przed prywatną służbą zdrowia wynika z działalności polityków. To oni uniemożliwiają wyjście na prostą samemu poprzez działalność gospodarczą, dorabianie itd. Skazują obywateli na popieranie jałmużny w formie różnego rodzaju zapomóg. Musimy być tego świadomi bez tego jakiekolwiek zmiany są niemożliwe.

poniedziałek, 21 lutego 2011

Mity o wolnym rynku: Państwo musi zacząć inwestycje

Do poruszenia tej kwestii pobudziły mnie słowa z odpowiedzi Jarosława Kaczyńskiego na parę komentarzy internautów. Padły tam min słowa o tym, że bogactwo nie bierze się z powietrza. Z tego typu argumentacją można spotkać się w przypadku np. czy można było odbudować Polskę po II wojnie światowej oraz czy można to zrobić w wielu przypadkach związanych z różnego rodzaju kataklizmami czy wojnami.

Argumentacja jak najczęściej pada to taka, że nie ma kapitału, który pozwolił by na odbudowę gospodarki i państwa. A jeżeli ktoś z śmie stwierdzić, że jest to jest traktowany jako czubek z wariatkowa. W związku z tym muszę zadać banalne pytanie. Czy kapitałem nie jest praca ludzi? Oczywiście, że jest. Mogę wręcz powiedzieć, że jest wspomnianym powietrzem. No i należałoby do tego dodać nawet drobne oszczędności czy też kosztowności. Naprawdę drobne. I to naprawdę przynosi bogactwo.

prostym przykładem cudu jest Polska na początku lat 90. Kompletne spustoszenie spowodowane funkcjonowaniem modelu socjalistycznej gospodarki. A jednak szybko powstawały nowe miejsca pracy, pomimo tego, że państwowych inwestycji nie było. W 1988 roku wprowadzono tak zwaną ustawę Wilczka. Pozostawiała bodajże tylko 4 dziedziny gospodarki pod kontrolą państwa za sprawą koncesji i tego typu rzeczy. W rok po uchwaleniu tej ustawy powstało 2,5 mln nowych miejsc pracy. Wzrosło PKB. 

Z czego to wszystko wynikało? Ano z tego, że państwo przestało przeszkadzać w działaniu. Ani też nie pomagało (nie mówię tu o elitach PZPR bo to inna kwestia). Powstawały firmy, sklepy, były w końcu towary w sklepach. Czy naprawdę kapitał ludzki nie działał?

Oczywiście wielu mogłoby powiedzieć, że gdyby nie państwo nie byłoby dróg, szkolnictwa itd. A ja się pytam skąd wiecie jak by było skoro nie można było tego sprawdzić? Wróżyć z fusów można dużo. Ludzie jeżeli chcą czegoś to umieją to zbudować własnymi rękoma. Trzeba im tylko zaufać. Jak łatwo zauważyć pomimo różnych politycznych frazesów gołym okiem widać, że politycy mają dorosłych ludzi za dzieci, które trzeba prowadzić za rączkę. A jeszcze wielu temu przytakuje z lęku, strachu jacy politycy wzbudzają chociażby prywatyzacją służby zdrowia, ale to raczej już temat na najpewniej następną notkę.

sobota, 19 lutego 2011

Patriotyzm gospodarczy -tak, ale dobrowolny

Jak wszyscy wiemy miał miejsce debiut roku jako blogera Jarosława Kaczyńskiego. Szczerze życzę mu powodzenia i wytrwałości. A teraz przejdźmy do głównej tezy jego notki czyli "patriotyzmu gospodarczego".

Przede wszystkim w żadnym wypadku nie mogę się zgodzić na przymusowy patriotyzm gospodarczy w formie utrzymywania państwowych przedsiębiorstw, najczęściej nierentownych. Niech je trafi szlag by na ich miejsce powstało coś nowego bardziej wydajnego i służące Polsce i Polakom, nawet jeśli to byłaby zagraniczna firma. Oczywiście mam na myśli przedsiębiorstwa. Bo ja wykluczam coś takiego jak sprzedaż państwu rosyjskiemu czy zależnym od niego podmiotom ze względu na naciski polityczne. Ale dlaczego to ma wykluczyć rzeczywistą prywatyzację czyli sprzedaży własności podmiotom w pełni prywatnym? W imię czego? Złudzenia o sprawnie funkcjonującym państwowym przedsiębiorstwie. No dajcież spokój.

Muszę zwrócić uwagę na argumentację o braku polskiej konkurencji. Nie ma jej bo jest ciągle blokowana przez rozmaite koncesje, zezwolenia itd. Nie należy wspierać przedsiębiorstw, tylko zapewnić im równą pozycję na rynku i wobec prawda. Bynajmniej nie poprzez wyrównywanie kapitałów. To droga donikąd. Czy odizolowanie od rynku czemuś dobremu służy nie? Przekonaliśmy się o tym w 1989 roku i nadal nie wyciągamy jakichkolwiek wniosków.

Do analizy jest jeszcze chociażby kwestia ucieczki kapitału chociażby poprzez oddziały banków. Wiele osób nie zauważa, że gospodarka jest zamkniętym kołem. Te pieniądze co od nas jakiś Niemiec czy Rosjanin zdobył, wracają prędzej czy później. No chyba, że podejrzewamy kogoś o to, że pieniądze zakopuje w ziemię na x lat, jak w jeden ze sług w biblijnej przypowieści o talentach. No to ja już na to nie mam co odpowiedzieć, bo to już brzmi naprawdę jak hiper-teoria spiskowa.

Można także powołać się, na argumentację, że inne państwa tak robią, to my też. To jest zła droga ze względu na różne uwarunkowania. Z resztą państwa te przekonują się, że te rozwiązania im szkodzą. widać to chociażby w przypadku pakietu stymulacyjnego Obamy. Na dłuższą metę, takie rozwiązania nie przynoszą nic dobrego, wręcz katastrofę, tylko odłożoną w czasie.

Podsumowując państwo poprzez ingerencję w gospodarkę, tylko szkodzi. Sami sobie stwarzamy problemy. Jak mawiał Stefan Kisielewski: "Socjalizm to ustrój walczący z problemami nieznanymi w żadnym innym ustroju." I niech to będzie dobra puenta tej notki. Chcecie wspierać kapitał polski róbcie to sami, nikogo nie przymuszajcie.

czwartek, 17 lutego 2011

Gospodarka w excelu czyli o rzekomych stratach z planami PiS

Prawdę powiedziawszy pan minister Szejnfeld zaskoczył mnie i to bardzo. Niestety nie pozytywnie. Na dzisiejszej konferencji prasowej stwierdził, że "Gdyby rządziło PiS, Polska byłaby bankrutem, doszłoby do drastycznego wzrostu deficytu budżetowego". Otóż owszem pana kalkulacje by się sprawdzały, ale tylko w tabelkach z Excela. Gospodarka jest zbyt skomplikowana by można było przewidzieć dokładnie co dokładnie się stanie po danej ingerencji państwa. Na tym przejechali się wszyscy planiści PRL, a teraz ich błąd kopiuje Platforma Obywatelska. 

Dlaczego wyliczenia pana Szejnfelda by się nie sprawdziły? Z kilku przyczyn, naprawdę łatwych do zauważenia. Trzeba tylko chcieć. Główna do wzmożenie się konsumpcji w wyniku obniżek podatków. Dalej likwidacja podatku Belki, która spowodowałaby na pewno wzrost inwestycji giełdowych i większa sumę oszczędności nawet w lokatach. No przecie te pieniądze banki wykorzystują na kredyty. 

Dlatego pan poseł popełnił zasadnicze błędy w krytyce planu PiS. Ja bym skupił się jeśli już to na tym, że ten "pakiet stymulacyjny" powodowałby najczęściej niepotrzebne inwestycje państwowe pochłaniające kasę. To jest prawda. Jednak to nie byłoby rzeczą rzeczywiście pobudzającą do tak drastycznej wersji przedstawionej przez pana ministra. 

Czyli minister trafił kulą w płot. 

wtorek, 15 lutego 2011

Prywatyzacja nie jest złem

Przez okres całej III RP napotkałem się z ostrą krytyką procesu prywatyzacji. Przyznaję, że byłem jej przeciwnikiem zdecydowanym. Do czasu. Muszę przyznać, że były patologie związane przeprowadzenie sprzedaży majątku państwowego, to jest prawda.

Najczystszym i niepodlegającym wątpliwości procesem prywatyzacji byłaby przez aukcję. Ten kto da najwięcej wygrywa. Proste no ba.

Musimy rozważyć co innego, czy rzeczywiście w ostatecznym rozrachunku prywatyzacja była czymś fatalnym. Zdecydowanie nie. Musimy pamiętać o tym, że kontrola przez państwo przedsiębiorstw będzie zawsze gorsza od kontroli przez podmiot prywatny. Po procesie prywatyzacji w wielu przedsiębiorstwach nastpił drastyczny wzrost wydajności i co najważniejsze państwo przestało do przedsiębiorstw dopłacać i nareszcie na nich zarabiało w formie podatków.

Wielu może powołać się na bezpieczeństwo państwa i tak dalej. Dlatego zawsze prywatyzacja musi dotyczyć podmiotów prywatnych, a nie w jakikolwiek sposób związanych z jakimkolwiek państwem.

Wniosek nasuwa się sam nawet jeżeli była prywatyzacja odbyta w sposób złodziejski to i tak z biegiem czasu państwo zyskuje. Obywatele tym samym również.

PS. I ta notka jest początkiem cyklu tekstów na temat mitów dotyczących kapitalizmu i wolnego rynku.

poniedziałek, 7 lutego 2011

Prawica i media czyli o min. starcie "Uważam Rze"

Dzisiaj kupiłem wspomniany w tytule tygodnik i jak dla mnie dobry start. No może skopiowaniem 2 artykułów Igora Jankego z "Rzeczpospolitej". Mam nadzieję, że kopiowania już nie będzie w następnych numerach. Wielu się może przyczepiać odnośnie papieru, ale ja na takie pierdoły nie zwracam uwagi.

Mógłbym zrobić głębszą analizę pierwszego numeru, ale nie chce mi się powtarzać co już zostało uczniuone przez paru blogerów. Chcę poruszyć kwestie przyszłości "UR" i nie tylko. Generalnie chcę poruszyć sytuację polskiej prawicy na rynku medialnym.

Muszę ostro skrytykować próbę budowy medialnej siły prawicy na majątku skarbu państwa. Jest on podatny na ciągłe zawieruchy polityczne, czego dowodem była próba rządu wymuszenia upadłości spółki prowadzącej "Rzeczpospolitą" i nowy tygodnik z powodu "problemów finansowych. To powinno dać do myślenia, ale nie daje. O czym po raz kolejny się przekonujemy.

Muszę przypominać jak zakończyło się budowanie w miarę konserwatywnych mediów publicznych? Zakończyło się ich przekształceniem zgodnie z życzeniem lewicowych środowisk. I brakuje po dzień dzisiejszy prawicowej telewizji.

Konieczna budowa medialnej prawicy w ramach podmiotu w pełni prywatnego. Dlatego prawica szeroko rozumiana np. PiS powinna doprowadzić do sprzedaży "Rzeczpospolitej". O mediach publicznych na razie nie wspominam bo pod tym względem PiS ma dla mnie obce stanowisko.

Na zakończenie trzeba się odnieść jeszcze do "Gazety Polskiej" i "Naszego Dziennika". Są to środowiska, które powodują alergię obecnie panujących środowisk i ich przebicie się do mainstreamu jest długą i żmudną drogą, której życzę im przejścia. Jednak potrzebujemy mediów w miarę otwartych, po prostu centroprawicowych. Jak już wspomniałem musi się to opierać na kapitale prywatnym, nawet zagranicznym. On też może pomóc.

niedziela, 6 lutego 2011

O PiS znowu kolejne parę słów

W ostatnim czasie wielu blogerów jak cała opinia publiczna zajęła się przyszłością PiS-u. Większość głosów w debacie publicznej opierała się na zapowiadaniu fatalnej przyszłości tej formacji. Jednak pojawiają się głosy, które dotyczą bardziej szczególnej analizy działalności Prawa i Sprawiedliwości. Dotyczą one głównie zaprzepaszczenia fatalnej sytuacji rządu związanej chociażby z raportem MAK, sytuacja w PKP etc. Jest to związane z głębszym poświęceniem się sprawy katastrofy Smoleńskiej.

Wiele osób twierdzi, że właśnie głębsze poświęcenie się tematyce związanej z gospodarką przyniosłoby efekty. Problem polega na tym, że działania są podejmowane. Przykładem tego była konferencja o mozliwości dowolności w podziale składki emerytalnej między OFE a ZUS. Tylko na to media nie zwróciły uwagi, co dobitnie ukazuje brak pytań dziennikarzy dotyczących tematu konferencji. Być może błędem była ta konferencja w czasie zamieszania z raportem MAK. Jednak musimy zauważyć lekceważenie postulatów PiS przez media w pewien sposób. To jest fakt.

Z pewnością Jarosław Kaczyński i inne osoby z PiS głowią się co z tym fantem zrobić. Czy jest możliwa droga środka, równowagi w poruszaniu danych tematów? Przy naprawie paru usterek (np. związanych z organizacją dostosowaną do PR, czego przykładem jest konferencja gospodarcza PiS) w mojej ocenie tak. Aczkolwiek efekty mogą być mało widoczne.

Można także przyjąć założenie, że PiS stoi przed wyborem jednej z dróg: radykalnej bądź umiarkowanej. Takie postawienie sprawy niewątpliwie pozostawia Prezesowi PiS tylko jedną drogę, którą musi się trzymać by bronić honoru śp. brata. Chciałbym mieć nadzieję, że przed takim wyborem on i my również nie będziemy musieli stać.