środa, 23 lutego 2011

Służba zdrowia może i musi być prywatna

W kampanii wyborczej z 2007 jak i 2010 jednym z tematów przewodnich była służba zdrowia, a dokładniej prywatyzacja szpitali. Niewątpliwie była to propozycja niezwykle kontrowersyjna ze względu na min. ujawnione informacje dot. "kręcenia lodow" przez Beatę Sawicką. Odbierany przez społeczeństwo obraz niewątpliwie był podobny do tego z jakim mieliśmy do czynienia w latach 90. z planem Balcerowicza czy PPP (Programem Powszechnej Prywatyzacji). I to miało pewne podstawy merytoryczne. Bynajmniej nie takie jakie stawiało Prawo i Sprawiedliwość.

Muszę przypomnieć, że w założeniach prywatyzacji ( czy tam komercjalizacji diabli wiedzą już) szpitali nadal kasa miała spływać z NFZ-u. więc jako takiego zagrożenia dla życia ludzkiego nie było. Było zupełnie inne zagrożenie. Otóż ta propozycja to nic innego jak Partnerstwo Publiczno-prywatne. a tego typu hybrydy wymagają bardzo szczegółowych, aż do przesady zapisów prawnych, po to by nie umożliwić dili urzędnikom i prywatnym właścicielom szpitali kosztem pacjentów. A mielibyśmy z takim czymś do czynienia dosyć często gdyż każda prywatny właściciel prywatny będzie chciał jak najwięcej wydusić z cytryny zwanej finansami publicznymi. Także tego typu rozwiązania wymagają bardzo szczegółowo opracowanych przepisów prawnych, ale z tym zawsze w naszym kraju było na bakier. Także pozostają 2 możliwości albo w pełni prywatna albo w pełni państwowa (publiczna).

Jestem zwolennikiem tej pierwszej opcji z uwagi na czystsze i prostsze formy jej funkcjonowania. A rozumiem także lęk i strach osób biedniejszych przed tym, że mogą stracić opiekę zdrowotną. Jednak muszę zauwazyć, że nawet państwo nie zapewnia, a nawet pozbawia wiele osób poprzez wiele decyzji urzędniczych dotyczących chociażby limitów dla szpitali na chemioterapię, leczenie różnych wyjątkowych naprawdę chorób. Pomimo tego, że zarządzają naszymi pieniędzmi mogą odebrać nam nawet życie. Wielu interwencjonistów przyzna, że to absurd.

A jak jest ich najczęściej odpowiedź? W stylu "socjalizm-tak, wypaczenia-nie". Otóż wypaczenia zawsze w tym powiedzmy sobie szczerze chorym systemie będą. I wiem, że wielu chciałoby by wzrost środków na służbę zdrowia pomógł. To jest jednak wykluczone w sytuacji, gdy odcinamy tę branżę od bodźców wysyłanych przez rynek. Państwowa służba zdrowia jest workiem bez dna. Damy palec, a weźmie rękę. I tak w nieskończoność, aż do nawet "bankructwa" państwa.

No to pozostaje nam prywatna służba zdrowia. Ona budzi lęk i strach osób biedniejszych, jednak niesłuszny. Otóż wraz z pełnym funkcjonowaniem prywatnego lecznictwa, pacjent staje się konsumentem. A to on decyduje na co wydać swoje pieniądze. Musi być bezpośredni nacisk przez pacjenta na lekarzy, pielęgniarki itd.

Skro już jestem przy tym bezpośrednim nacisku, to muszę zdementować to, że lecznictwo w USA jest w pełni prywatne. Tam państwo już częściowo oferuje publiczną służbę zdrowia dla najbiedniejszych, która funkcjonuje tak samo słabo jak w Polsce. I bynajmniej nie od czasu reform Obamy tylko od czasów New Dealu. Obama tylko rozszerzył publiczne ubezpieczenia zdrowotne na większą liczbę amerykanów( co oczywiście dobre nie jest). Dalej istnieje pewnego rodzaju zabetonowanie rynku ubezpieczeń za sprawą także państwa.

Z resztą kiepskie funkcjonowanie ubezpieczeń przypominałby przypadek z ewentualnym programem publiczno-prywatnym dla służby zdrowia powstałym w wyniku prywatyzacji szpitali. Po prostu w tym wypadku szpital, przychodnia chce wycisnąć jak najwięcej pieniędzy z ubezpieczyciela, a tym samym koszta ubezpieczeń rosną. Jeśli już to ubezpieczenia polecałbym osobom, które mają ciężkie przypadki wymagające kosztownej rehabilitacji, operacji itd. Jest jednak tez inny wariant.

Mianowicie zdrowotne konta oszczędnościowe. Po prostu na nich oszczędzalibyśmy pieniądze na "czarną godzinę". A zapewniam, że to jest możliwe nawet z regularnego odkładania dzisiejszej składki zdrowotnej. Z resztą koszta leczenia byłyby tańsze ze względu na wprowadzenie w pełni wolnego rynku usług zdrowotnych, a tym samym mechanizmu konkurencji, który się po prostu sprawdzał w wielu dziedzinach gospodarki. dlaczego miałby się nie sprawdzać w służbie zdrowia?

Oczywiście wybór powinien należeć do każdego z osobna, którą z możliwości na prywatnym rynku zdrowotnym chce zastosować. Nie może istnieć przymus do danej formy, tak jak to było w latach 80. bodajże w Szwajcarii. Jednak pomimo tego przymusu ten prywatne ubezpieczenia się sprawdziły, o dziwo.

Na koniec muszę zauważyć, że problem biedy i lęku przed prywatną służbą zdrowia wynika z działalności polityków. To oni uniemożliwiają wyjście na prostą samemu poprzez działalność gospodarczą, dorabianie itd. Skazują obywateli na popieranie jałmużny w formie różnego rodzaju zapomóg. Musimy być tego świadomi bez tego jakiekolwiek zmiany są niemożliwe.

poniedziałek, 21 lutego 2011

Mity o wolnym rynku: Państwo musi zacząć inwestycje

Do poruszenia tej kwestii pobudziły mnie słowa z odpowiedzi Jarosława Kaczyńskiego na parę komentarzy internautów. Padły tam min słowa o tym, że bogactwo nie bierze się z powietrza. Z tego typu argumentacją można spotkać się w przypadku np. czy można było odbudować Polskę po II wojnie światowej oraz czy można to zrobić w wielu przypadkach związanych z różnego rodzaju kataklizmami czy wojnami.

Argumentacja jak najczęściej pada to taka, że nie ma kapitału, który pozwolił by na odbudowę gospodarki i państwa. A jeżeli ktoś z śmie stwierdzić, że jest to jest traktowany jako czubek z wariatkowa. W związku z tym muszę zadać banalne pytanie. Czy kapitałem nie jest praca ludzi? Oczywiście, że jest. Mogę wręcz powiedzieć, że jest wspomnianym powietrzem. No i należałoby do tego dodać nawet drobne oszczędności czy też kosztowności. Naprawdę drobne. I to naprawdę przynosi bogactwo.

prostym przykładem cudu jest Polska na początku lat 90. Kompletne spustoszenie spowodowane funkcjonowaniem modelu socjalistycznej gospodarki. A jednak szybko powstawały nowe miejsca pracy, pomimo tego, że państwowych inwestycji nie było. W 1988 roku wprowadzono tak zwaną ustawę Wilczka. Pozostawiała bodajże tylko 4 dziedziny gospodarki pod kontrolą państwa za sprawą koncesji i tego typu rzeczy. W rok po uchwaleniu tej ustawy powstało 2,5 mln nowych miejsc pracy. Wzrosło PKB. 

Z czego to wszystko wynikało? Ano z tego, że państwo przestało przeszkadzać w działaniu. Ani też nie pomagało (nie mówię tu o elitach PZPR bo to inna kwestia). Powstawały firmy, sklepy, były w końcu towary w sklepach. Czy naprawdę kapitał ludzki nie działał?

Oczywiście wielu mogłoby powiedzieć, że gdyby nie państwo nie byłoby dróg, szkolnictwa itd. A ja się pytam skąd wiecie jak by było skoro nie można było tego sprawdzić? Wróżyć z fusów można dużo. Ludzie jeżeli chcą czegoś to umieją to zbudować własnymi rękoma. Trzeba im tylko zaufać. Jak łatwo zauważyć pomimo różnych politycznych frazesów gołym okiem widać, że politycy mają dorosłych ludzi za dzieci, które trzeba prowadzić za rączkę. A jeszcze wielu temu przytakuje z lęku, strachu jacy politycy wzbudzają chociażby prywatyzacją służby zdrowia, ale to raczej już temat na najpewniej następną notkę.

sobota, 19 lutego 2011

Patriotyzm gospodarczy -tak, ale dobrowolny

Jak wszyscy wiemy miał miejsce debiut roku jako blogera Jarosława Kaczyńskiego. Szczerze życzę mu powodzenia i wytrwałości. A teraz przejdźmy do głównej tezy jego notki czyli "patriotyzmu gospodarczego".

Przede wszystkim w żadnym wypadku nie mogę się zgodzić na przymusowy patriotyzm gospodarczy w formie utrzymywania państwowych przedsiębiorstw, najczęściej nierentownych. Niech je trafi szlag by na ich miejsce powstało coś nowego bardziej wydajnego i służące Polsce i Polakom, nawet jeśli to byłaby zagraniczna firma. Oczywiście mam na myśli przedsiębiorstwa. Bo ja wykluczam coś takiego jak sprzedaż państwu rosyjskiemu czy zależnym od niego podmiotom ze względu na naciski polityczne. Ale dlaczego to ma wykluczyć rzeczywistą prywatyzację czyli sprzedaży własności podmiotom w pełni prywatnym? W imię czego? Złudzenia o sprawnie funkcjonującym państwowym przedsiębiorstwie. No dajcież spokój.

Muszę zwrócić uwagę na argumentację o braku polskiej konkurencji. Nie ma jej bo jest ciągle blokowana przez rozmaite koncesje, zezwolenia itd. Nie należy wspierać przedsiębiorstw, tylko zapewnić im równą pozycję na rynku i wobec prawda. Bynajmniej nie poprzez wyrównywanie kapitałów. To droga donikąd. Czy odizolowanie od rynku czemuś dobremu służy nie? Przekonaliśmy się o tym w 1989 roku i nadal nie wyciągamy jakichkolwiek wniosków.

Do analizy jest jeszcze chociażby kwestia ucieczki kapitału chociażby poprzez oddziały banków. Wiele osób nie zauważa, że gospodarka jest zamkniętym kołem. Te pieniądze co od nas jakiś Niemiec czy Rosjanin zdobył, wracają prędzej czy później. No chyba, że podejrzewamy kogoś o to, że pieniądze zakopuje w ziemię na x lat, jak w jeden ze sług w biblijnej przypowieści o talentach. No to ja już na to nie mam co odpowiedzieć, bo to już brzmi naprawdę jak hiper-teoria spiskowa.

Można także powołać się, na argumentację, że inne państwa tak robią, to my też. To jest zła droga ze względu na różne uwarunkowania. Z resztą państwa te przekonują się, że te rozwiązania im szkodzą. widać to chociażby w przypadku pakietu stymulacyjnego Obamy. Na dłuższą metę, takie rozwiązania nie przynoszą nic dobrego, wręcz katastrofę, tylko odłożoną w czasie.

Podsumowując państwo poprzez ingerencję w gospodarkę, tylko szkodzi. Sami sobie stwarzamy problemy. Jak mawiał Stefan Kisielewski: "Socjalizm to ustrój walczący z problemami nieznanymi w żadnym innym ustroju." I niech to będzie dobra puenta tej notki. Chcecie wspierać kapitał polski róbcie to sami, nikogo nie przymuszajcie.

czwartek, 17 lutego 2011

Gospodarka w excelu czyli o rzekomych stratach z planami PiS

Prawdę powiedziawszy pan minister Szejnfeld zaskoczył mnie i to bardzo. Niestety nie pozytywnie. Na dzisiejszej konferencji prasowej stwierdził, że "Gdyby rządziło PiS, Polska byłaby bankrutem, doszłoby do drastycznego wzrostu deficytu budżetowego". Otóż owszem pana kalkulacje by się sprawdzały, ale tylko w tabelkach z Excela. Gospodarka jest zbyt skomplikowana by można było przewidzieć dokładnie co dokładnie się stanie po danej ingerencji państwa. Na tym przejechali się wszyscy planiści PRL, a teraz ich błąd kopiuje Platforma Obywatelska. 

Dlaczego wyliczenia pana Szejnfelda by się nie sprawdziły? Z kilku przyczyn, naprawdę łatwych do zauważenia. Trzeba tylko chcieć. Główna do wzmożenie się konsumpcji w wyniku obniżek podatków. Dalej likwidacja podatku Belki, która spowodowałaby na pewno wzrost inwestycji giełdowych i większa sumę oszczędności nawet w lokatach. No przecie te pieniądze banki wykorzystują na kredyty. 

Dlatego pan poseł popełnił zasadnicze błędy w krytyce planu PiS. Ja bym skupił się jeśli już to na tym, że ten "pakiet stymulacyjny" powodowałby najczęściej niepotrzebne inwestycje państwowe pochłaniające kasę. To jest prawda. Jednak to nie byłoby rzeczą rzeczywiście pobudzającą do tak drastycznej wersji przedstawionej przez pana ministra. 

Czyli minister trafił kulą w płot. 

wtorek, 15 lutego 2011

Prywatyzacja nie jest złem

Przez okres całej III RP napotkałem się z ostrą krytyką procesu prywatyzacji. Przyznaję, że byłem jej przeciwnikiem zdecydowanym. Do czasu. Muszę przyznać, że były patologie związane przeprowadzenie sprzedaży majątku państwowego, to jest prawda.

Najczystszym i niepodlegającym wątpliwości procesem prywatyzacji byłaby przez aukcję. Ten kto da najwięcej wygrywa. Proste no ba.

Musimy rozważyć co innego, czy rzeczywiście w ostatecznym rozrachunku prywatyzacja była czymś fatalnym. Zdecydowanie nie. Musimy pamiętać o tym, że kontrola przez państwo przedsiębiorstw będzie zawsze gorsza od kontroli przez podmiot prywatny. Po procesie prywatyzacji w wielu przedsiębiorstwach nastpił drastyczny wzrost wydajności i co najważniejsze państwo przestało do przedsiębiorstw dopłacać i nareszcie na nich zarabiało w formie podatków.

Wielu może powołać się na bezpieczeństwo państwa i tak dalej. Dlatego zawsze prywatyzacja musi dotyczyć podmiotów prywatnych, a nie w jakikolwiek sposób związanych z jakimkolwiek państwem.

Wniosek nasuwa się sam nawet jeżeli była prywatyzacja odbyta w sposób złodziejski to i tak z biegiem czasu państwo zyskuje. Obywatele tym samym również.

PS. I ta notka jest początkiem cyklu tekstów na temat mitów dotyczących kapitalizmu i wolnego rynku.

poniedziałek, 7 lutego 2011

Prawica i media czyli o min. starcie "Uważam Rze"

Dzisiaj kupiłem wspomniany w tytule tygodnik i jak dla mnie dobry start. No może skopiowaniem 2 artykułów Igora Jankego z "Rzeczpospolitej". Mam nadzieję, że kopiowania już nie będzie w następnych numerach. Wielu się może przyczepiać odnośnie papieru, ale ja na takie pierdoły nie zwracam uwagi.

Mógłbym zrobić głębszą analizę pierwszego numeru, ale nie chce mi się powtarzać co już zostało uczniuone przez paru blogerów. Chcę poruszyć kwestie przyszłości "UR" i nie tylko. Generalnie chcę poruszyć sytuację polskiej prawicy na rynku medialnym.

Muszę ostro skrytykować próbę budowy medialnej siły prawicy na majątku skarbu państwa. Jest on podatny na ciągłe zawieruchy polityczne, czego dowodem była próba rządu wymuszenia upadłości spółki prowadzącej "Rzeczpospolitą" i nowy tygodnik z powodu "problemów finansowych. To powinno dać do myślenia, ale nie daje. O czym po raz kolejny się przekonujemy.

Muszę przypominać jak zakończyło się budowanie w miarę konserwatywnych mediów publicznych? Zakończyło się ich przekształceniem zgodnie z życzeniem lewicowych środowisk. I brakuje po dzień dzisiejszy prawicowej telewizji.

Konieczna budowa medialnej prawicy w ramach podmiotu w pełni prywatnego. Dlatego prawica szeroko rozumiana np. PiS powinna doprowadzić do sprzedaży "Rzeczpospolitej". O mediach publicznych na razie nie wspominam bo pod tym względem PiS ma dla mnie obce stanowisko.

Na zakończenie trzeba się odnieść jeszcze do "Gazety Polskiej" i "Naszego Dziennika". Są to środowiska, które powodują alergię obecnie panujących środowisk i ich przebicie się do mainstreamu jest długą i żmudną drogą, której życzę im przejścia. Jednak potrzebujemy mediów w miarę otwartych, po prostu centroprawicowych. Jak już wspomniałem musi się to opierać na kapitale prywatnym, nawet zagranicznym. On też może pomóc.

niedziela, 6 lutego 2011

O PiS znowu kolejne parę słów

W ostatnim czasie wielu blogerów jak cała opinia publiczna zajęła się przyszłością PiS-u. Większość głosów w debacie publicznej opierała się na zapowiadaniu fatalnej przyszłości tej formacji. Jednak pojawiają się głosy, które dotyczą bardziej szczególnej analizy działalności Prawa i Sprawiedliwości. Dotyczą one głównie zaprzepaszczenia fatalnej sytuacji rządu związanej chociażby z raportem MAK, sytuacja w PKP etc. Jest to związane z głębszym poświęceniem się sprawy katastrofy Smoleńskiej.

Wiele osób twierdzi, że właśnie głębsze poświęcenie się tematyce związanej z gospodarką przyniosłoby efekty. Problem polega na tym, że działania są podejmowane. Przykładem tego była konferencja o mozliwości dowolności w podziale składki emerytalnej między OFE a ZUS. Tylko na to media nie zwróciły uwagi, co dobitnie ukazuje brak pytań dziennikarzy dotyczących tematu konferencji. Być może błędem była ta konferencja w czasie zamieszania z raportem MAK. Jednak musimy zauważyć lekceważenie postulatów PiS przez media w pewien sposób. To jest fakt.

Z pewnością Jarosław Kaczyński i inne osoby z PiS głowią się co z tym fantem zrobić. Czy jest możliwa droga środka, równowagi w poruszaniu danych tematów? Przy naprawie paru usterek (np. związanych z organizacją dostosowaną do PR, czego przykładem jest konferencja gospodarcza PiS) w mojej ocenie tak. Aczkolwiek efekty mogą być mało widoczne.

Można także przyjąć założenie, że PiS stoi przed wyborem jednej z dróg: radykalnej bądź umiarkowanej. Takie postawienie sprawy niewątpliwie pozostawia Prezesowi PiS tylko jedną drogę, którą musi się trzymać by bronić honoru śp. brata. Chciałbym mieć nadzieję, że przed takim wyborem on i my również nie będziemy musieli stać.